BIAŁY BIZON
Legendarny Dziki Bill Hickok zmierza pod przybranym nazwiskiem do Black Hills. Nie ściąga go tam jednak gorączka złota, która właśnie się tam rozpoczęła, lecz prześladujące go wizje, w których widzi rozjuszonego białego bizona. Te rzeczywiście istniejące stworzenie, to prawdziwy kawał drania, który potrafi rozprawić się z indiańską wioską w sposób nie mniej okrutny niż cały 7 pułk kawalerii George'a Custer'a. W wyniku jednej z takich rozpraw śmierć ponosi maluteńka córka wodza Siuksów- Szalonego Konia. Zrozpaczony Indianin nie spocznie, dopóki nie dopadnie mordercy swego dziecka – zwłaszcza, że z ust szamana usłyszał, że dziewczynka nie zazna spokoju w zaświatach, póki jej ojciec nie wdzieje na siebie białego futra ściągniętego ze zwłok jej oprawcy. Biały Bizon sprawi zatem, że drogi dwóch legend Dzikiego Zachodu skrzyżują się.
Fajne w tym filmie jest to, że starano się choć trochę zachować jakieś pozory realizmu. Mamy tu do czynienia z postaciami, które istotnie mogły się w jednej chwili spotkać w Black Hills. Jest Bill Hickok, jest Szalony Koń (występujący przez większość filmu pod swym alternatywnym, acz również autentycznym imieniem Robak), jest Thomas Custer – młodszy brat słynnego Georga. Może do takiego choćby „Deadwood” pod względem autentyczności tu niezwykle daleko, ale zawsze lepsze to, niźli miałby się Geronimo spotykać z Abrahamem Lincolnem, Billy Kidem czy jeszcze jakimś innym Montezumą. Fajne jest też to, że jest niezawodny Charlie Bronson, jest Will Sampson – niezapomniany Wódz z „Lotu nad kukułczym gniazdem”, jest wreszcie muzyka Johna Barry'ego – nie tak spektakularna jak choćby w „Tańczącym z wilkami”, ale – zwłaszcza na początku – naprawdę klimatyczna. Słowem – całkiem sporo atutów dla kinomana.
Podstawowym minusem jest z kolei to, że film jest momentami strasznie infantylny. Dziki Bill i Szalony Koń – bądź co bądź postacie mające trochę za uszami, rozmawiają ze sobą jak Winnetou i Old Shatterhand. Zwłaszcza sama końcówka filmu to już Karol May w czystej postaci. Nie da się nie zauważyć, że twórcy zbyt wysoko zawiesili sobie poprzeczkę naprawdę udanym otwarciem filmu. Im dalej, tym niestety gorzej. Choć złe kino to to nie jest. Niemniej jednak Ci, co oczekują w tym obrazie więcej horroru animal attack – będą pewnie zawiedzeni. Podobnie jak Ci, którzy chcieli ujrzeć więcej klasycznego westernu. Względnie zadowoleni będą zatem wyłącznie dozgonni wielbiciele obu gatunków – czyli osoby takie jak ja. Wystawiam czwórkę z minusem.
Charles Bronson (Wild Bill Hickok / James Otis); Jack Warden (Charlie Zane); Will Sampson (Crazy Horse / Worm); Kim Novak (Mrs. Poker Jenny Schermerhorn); Clint Walker (Whistling Jack Kileen); Stuart Whitman (Winifred Coxy); Slim Pickens (Abel Pickney - Stage Driver); John Carradine (Amos Briggs - Undertaker); Cara Williams (Cassie Ollinger); Shay Duffin (Tim Brady - Bartender); Clifford A. Pellow (Pete Holt - Sheriff, Cheyenne, Wyoming - jako Cliff Pellow); Douglas Fowley (Amos Bixby - Train Conductor / narrator - jako Douglas V. Fowley); Ed Lauter (Tom Custer); Martin Kove (Jack McCall); Scott Walker (Gyp Hook-Hand); Ed Bakey (Ben Corbett); Richard Gilliland (Cpl. Kileen); David Roya (Kid Jelly - jako David Roy Chandler); Phil Montgomery (Wes Pugh - jako Philip Montgomery); Linda Redfearn (Black Shawl- jako Linda Moon Redfearn); Chief Tug Smith (Old Worm); Douglas Hume (Aaron Pratt); Cliff Carnell (Johnny Varner); Ron Thompson (Frozen Dog Pimp); Eve Brent (Frieda); Joseph Roman (Silky Smith - jako Joe Roman); Bert Williams (Paddy Welsh); Larry Martindale (Cheyenne Bar Man); Scott Bryson (Frozen Dog Miner); Will Walker (Frozen Dog Miner); Gregory White (Frozen Dog Miner - jako Gregg White); Christopher Cary (Short Man); Dan Vadis (Tall Man).
Reżyseria: J. Lee Thompson;
Scenariusz: Richard Sale;
Muzyka: John Barry;
Zdjęcia: Paul Lohmann.
USA,1977, 97 min
Produkcja: Dino De Laurentiis, Pancho Kohner / Dino De Laurentiis Company, United Artists.