ROSE MADDER
AUTOR: Stephen King
I WYDANIE ORYGINALNE:
1995, Viking Press, NYC, USA
I WYDANIE POLSKIE:
1996, Prima, Warszawa, Oprawa twarda, 461 str.
TŁUMACZENIE:
Zbigniew A. Królicki
RECENZOWANE WYDANIE:
Wyd. VIII, Albatros, Warszawa, 2014, TŁum. Zbigniew A. Królicki, 448 str., Oprawa miękka
Rose Daniels po 14 latach fizycznych i psychicznych cierpień, jakich doznała od swojego małżonka – Normana, nagle, niesiona potrzebą chwili, postanawia go opuścić. Zabierając kilka najpotrzebniejszych rzeczy oraz kartę kredytową swego oprawcy wychodzi z domu i idzie przed siebie. Następnie wsiada w najdalej kursujący autobus i opuszcza miejsce swego zamieszkania. W odległym mieście znajduje przytułek prowadzony dla kobiet, które spotkał podobny los. W miejscu tym staje wkrótce na nogi. Nawiązuje znajomości, zdobywa ciekawą i dobrze płatną pracę. Zaczyna nawet umawiać się na randki. W międzyczasie staje się nabywcą tajemniczego obrazu, który nie tylko potrafi sam zmieniać przedstawianą na nim scenę, ale jest również przejściem do innego świata zamieszkiwanego między innymi przez tytułową Rose Madder oraz jednookiego i ślepego byka – Erinyesa. Pomijając wątek tajemniczego obrazu, wszystkie sprawy dotyczące Rosie Daniels zaczynają się układać wreszcie po jej myśli. Niestety, jej mąż Norman zrobi wszystko by odnaleźć „zbuntowaną żonę” i porozmawiać z nią „w cztery oczy”. A rozmowę taką pojmuje on w dość specyficzny sposób...
Jest coś takiego w książkach Kinga, że kiedy kończę czytać którąś z nich, w myślach pragnę już nieco od niego odpocząć i zabrać się za dzieło innego autora. Kiedy po chwilowym rozbracie znowu wracam do twórczości „Mistrza” szybko stwierdzam, że jednak mało kto jest w stanie mu dorównać. Początek „Rose Madder” jest nie tylko niezwykle wciągający, ale jest również pokazem kunsztu Kinga. W ogóle te fragmenty książki, które dzieją się w świecie „rzeczywistym” i dotyczą relacji Rose z Normanem są w mojej opinii zdecydowanie najlepsze. Podobnie jak w przypadku np. „Historii Lisey” niezbyt udane są natomiast momenty, w których świat realny zaczyna przeplatać się ze światem nadnaturalnym. Często zresztą nie sposób oprzeć się wrażeniu, że bez wątku fantastycznego (a w zasadzie można chyba powiedzieć, że mitologicznego – skoro mamy i labirynt i byka) książka byłaby dużo lepsza. Pościg coraz bardziej wariującego z wściekłości złego gliniarza, za coraz bardziej wariującą ze strachu kobietą sam w sobie stanowi wystarczająco atrakcyjny wątek, który nie musi być dodatkowo wzbogacany. Tym bardziej że zarówno kat jak i ofiara sportretowani zostali naprawdę bardzo przekonująco. Rose jest kłębkiem nerwów , jej strach przed mężem dodatkowo pogłębiany jest przez zawód, jaki on wykonuje. Kobieta jest nieufna, wszędzie upatruje koneksji męża, gdyż wie, że wszyscy policjanci to jedna rodzina, która zawsze trzyma się razem. Norman z kolei to rasowy psychopata, który swej zemsty dokona choćby kosztem utraty własnego życia.
Bodaj najbardziej kobiece z dzieł Kinga. Jedno z tych, które obrazują że koszmarów jakie jest w stanie człowiekowi zgotować drugi człowiek nie przebije żaden wampir, wilkołak, zombie czy obcy z kosmosu. Książka momentami zaskakująca a przez cały niemalże czas trzymająca w napięciu. Uzmysławiająca, jak wielkim koszmarem dla osoby będącej ofiarą przemocy domowej może być zdawałoby się niewinne kłucie ołówkiem… Krytykowany przeze mnie wątek nadprzyrodzony natomiast uważam za niepotrzebny ale nie za kompletnie nieudany – ot po prostu nieco za dużo w nim symbolizmu, mistycyzmu i innych cholerstw. Książka zasługuje na klasyczną czwóreczkę.