PRZEBUDZENIE
AUTOR: STEPHEN KING
I WYDANIE ORYGINALNE:
2014, Scribner, NYC, US
I WYDANIE POLSKIE:
2014, Prószyński i S-ka, Warszawa, Oprawa Miękka ze skrzydłami, 536 str.
TŁUMACZENIE:
Tomasz Wilusz
RECENZOWANE WYDANIE:
JAK WYŻEJ
Muszę uczciwie przyznać, że „Przebudzenie”, to pierwsza z książek Kinga, którą przeczytałem jako jego najświeższą pozycję. Być może dlatego, że dostałem ją jako prezent bożonarodzeniowy a nie z właściwą sobie cierpliwością czekałem, jak za jakiś czas nabędę ją w „lepszej cenie”. Przeczytawszy dziesiątki pozytywnych recenzji, które były w znacznej mierze spójne z wypowiedziami samego Kinga, który reklamował swoją nową powieść jako swój najbardziej klasyczny horror od czasów „Smętarza dla zwierzaków” z niecierpliwością czekałem na rozpoczęcie lektury. Zwłaszcza, że po zmęczeniu „Łowcy snów” w wersji oryginalnej byłem spragniony czegoś, przez co przebrnę z większą satysfakcją. I nie zawiodłem się. Biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe związane z okresem świąteczno-noworocznym oraz z byciem szczęśliwym tatą 13-miesięcznej córeczki, można powiedzieć, że powieść została przeze mnie połknięta. Żeby opisać krótko o czym jest powieść, posłużę się, jak to ostatnio mam w zwyczaju opisem polskiego wydawcy. Goście odpowiedzialni za te opisy wiedzą przecież najlepiej co zrobić, żeby zachęcić Was do lektury (kupna) książki a jednocześnie nie wyjawić Wam zbyt wiele z jej treści:
"W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.
Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka, uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny, pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo „przebudzenie” ma wiele znaczeń".
W dedykacji King wskazuje autorów, którzy byli dla niego inspiracją przez cały okres twórczości. Twórczość przynajmniej kilku z nich stanowiła źródło bezpośredniej inspiracji dla „Przebudzenia”: Mary Shelley (tu nic nie trzeba tłumaczyć, skoro wiemy, że pastor Jacobs eksperymentuje z elektrycznością), H.P. Lovecraft (stałe wspominki o przedwiecznych), Robert Bloch (De Vermis Mysteriis) czy Arthur Machen („Wielki Bóg Pan”). Jeżeli zaś szukać podobieństw do wcześniejszej twórczości Kinga, to rzeczywiście nasuwają się podobieństwa do „Pet Sematary”. Jednego z głównych bohaterów dotyka rodzinna tragedia, która sprawia, iż zaczyna eksperymentować z „ciemną stroną”. Podobnie też jak w „Smętarzu” King kreuje dość posępny nastrój. O ile w starszym dziele zastanawiał się nad celem naszego życia i istnieniem życia po śmierci, to w „Przebudzeniu” nie da się nie zauważyć, że stale koncentruje się na starzeniu się i szybkim upływie czasu. Starzenie się często porównuje do sytuacji żaby wsadzonej do garnka wypełnionego wodą, którą stale się podgrzewa, a żaba jest na tyle głupia, że nie potrafi tego zauważyć i uratować się przed nadchodzącą zgubą. W podobnym stylu dzieli życie amerykańskiego mężczyzny na młodość, wiek średni oraz „nieźle się trzymasz” (tudzież „jak to się stało, że tak szybko się zestarzałem?”). Takie życie – starzejemy się wszyscy, nawet jeżeli jesteśmy mistrzami pióra i pewnie zaczyna to autorowi doskwierać... Jak na Kinga powieść nie jest zbyt obszerna. Pierwsze wydanie oryginalne liczyło sobie niewiele ponad 400 stron, a polskie niewiele ponad 500. Sprawia to, że raczej nie mamy czasu na nudę. Mimo umiarkowanej objętości jak zwykle wspaniale sportretowani zostali główni bohaterowie.
W zasadzie od pierwszych stron lektury wiemy, że opowieść zmierza do pełnego grozy finału (wiemy, że „coś się stanie...”). Nie oznacza to jednak, wbrew temu co zapowiadał autor, że od pierwszej do ostatniej strony mamy do czynienia z rasowym horrorem. Wręcz przeciwnie, książkę w znacznych partiach czyta się jak znakomitą powieść obyczajową. Poznajemy sobie koleje losu Jamiego Mortona na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Dowiadujemy się co robi, z kim sypia, co dzieje się z jego rodziną , oraz co najważniejsze – w jakich okolicznościach spotyka swoje nemezis- pastora Jacobsa. A wszystko to z historią rock and rolla w tle. Taki trochę „Forrest Gump” w wersji horrorowo- rockowej. Czyta się to naprawdę pysznie. Wspomniane niedostatki grozy wynagradza nam efektowna końcówka, oraz sam klimat książki – przepełniony eksperymentami elektrycznymi, burzami, nawiązaniami do Lovecrafta czy mniej bądź bardziej (przeważnie mniej) autentycznych ksiąg o czarnej magii. Do tego oczywiście dochodzi zawsze dość ciekawy wątek utraty wiary przez niegdysiejszego sługę Bożego.
Dobra książka, którą czyta się jednym tchem. Ma rzecz jasna swoje gorsze fragmenty, jak chociażby te, w których Jamie tropi Jacobsa przy pomocy Google i YouTube. Cóż, wygląda to trochę jakby King za wszelką cenę chciał nam udowodnić, że nadąża za dzisiejszym światem... Każdy jest jednak dobry w czym innym a King jak chyba nikt inny wciąż pokazuje nam, że niemal każdorazowo gdy chwyci za pióro potrafi wysmażyć naprawdę dobrą książkę. Tak jak bohater jego ostatniej książki Jamie potrafił każdorazowo zagrać na gitarze kawałek w E-dur. E to podstawa. A King to mistrz.






