

KSIĄŻĘ CIEMNOŚCI
Na prośbę księdza Loomisa (w tej roli, a jakże, jak to zwykle w przypadku wszekich Loomisów – Donald Pleasence) do małego, starego i opuszczonego kościółka położonego gdzieś w centrum jednego z osiedli Los Angeles przybywa Profesor Birak (po trochu fizyk, po trochu filozof) wraz z ekipą zaprzyjaźnionych naukowców i swoich studentów. Ludzi tych sprowadzono tu po to, by zmierzyli się z tajemnicą pradawnego pojemnika zawierającego „żyjącą”, zieloną ciecz, ukrytego gdzieś w piwnicy kościoła. Pojemnik ten strzeżony był do niedawna przez wewnątrzkościelną grupę o nazwie „Bractwo snu”. Z chwilą śmierci ostatniego ze strażników los ludzkości zdaje się spoczywać w ręku oglądanej przez nas na ekranie grupy badawczej. Kiedy w kościele toczą się badania, wokół budynku zaczynają się gromadzić tłumy bezdomnych, jakby zahipnotyzowanych, przywiedzionych tu tajemniczą siłą. Tymczasem ci z naukowców i studentów, którzy nieopatrznie wdali się w zbyt bliski kontakt z zagadkową cieczą z kościelnej piwnicy zamieniają się w istoty podobne do zombie. Pozostałe osoby znajdują się zatem w potrzasku – wewnątrz budynku czyhają na nich dawni, odmienieni znajomi, na zewnątrz natomiast – hordy również przypominających swym zachowaniem żywe trupy bezdomnych.
Środkowa część z – jak to nazwał sam Carpenter – jego „apokaliptycznej” trylogii (oprócz „Księcia Ciemności” w jej skład wchodzą jeszcze „Coś” i „W paszczy szaleństwa”) i zdecydowanie najsłabsza. Klasą nie dorównuje również innemu dziełu autora dotykającemu apokaliptycznej tematyki – znakomitemu „Cigarette Burns” (Ostateczny koniec świata). Spotkałem się również ze stwierdzeniem, że „Książę Ciemności” to nadnaturalna wersja „Ataku na posterunek 13”. Oczywiście nie dorównująca oryginałowi, ale jeśli mamy się trzymać takich powiązań, to na pewno dużo lepsza od wersji science – fiction „Ataku [...]”- czyli „Duchów Marsa”.
Przede wszystkim mamy do czynienia z olbrzymim chaosem narracyjnym. Tu fizyka, tu religia, tu jakieś górnolotne hasła, tu jakieś zombie cholera wie skąd. Do odizolowanego od reszty świata kościoła wepchnięto też chyba trochę zbyt wiele postaci. Poszczególni bohaterowie nie rozpoznają się nawzajem. Kiedy przykładowo znika Susan i część ludzi zaczyna jej szukać, cała reszta dopytuje, kto to w ogóle był. Skoro zatem jest tak a nie inaczej, to trudno też, żebyśmy wszystkich spamiętali my – widzowie. Jeszcze trudniej o to, byśmy z kimś sympatyzowali. Te niedostatki to rzecz raczej rzadko spotykana u Carpentera, w którego dziełach akcja zazwyczaj prowadzona jest w sposób płynny, a nie tak szarpany, jak w „Księciu [...]”.
Generalnie jednak muszę przyznać, że o ile w przypadku mojego pierwszego spotkania z „Księciem [...]”, które miało miejsce gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych – zaraz na początku mojej przygody z horrorem przeżyłem spore rozczarowanie, o tyle w przypadku ostatniej projekcji było znacznie lepiej. Bo poza wspomnianym wszechobecnym chaosem (który przecież w przypadku czasów ostatecznych da się jakoś wytłumaczyć) ten film ogląda się dość przyjemnie. Są tu całkiem niezłe efekty specjalne, całkiem dobrzy aktorzy, świetna muzyka (!!!), sporo scen do zapamiętania – na przykład ta z zombie, rozpadającym się na części, z których uciekają tysiące robali, jest Alice Cooper w roli czołowego bezdomnego – słowem – esencja niskobudżetowego, ale dobrego kina grozy lat 80-tych. Pewnie 9 na 10 reżyserów położyłoby ten film dysponując takim scenariuszem i budżetem w wysokości 3 milionów dolarów, ale Carpenter dał radę. Jak dla mnie dobry, ale z minusem (bo jak na Carpentera, to wcale nie taki znów dobry).

Donald Pleasence (Priest); Jameson Parker (Brian Marsh); Victor Wong (Prof. Howard Birack); Lisa Blount (Catherine Danforth); Dennis Dun (Walter); Susan Blanchard (Kelly); Anne Marie Howard (Susan Cabot - jako Anne Howard); Ann Yen (Lisa); Ken Wright (Lomax); Dirk Blocker (Mullins); Jessie Lawrence Ferguson (Calder); Peter Jason (Dr. Paul Leahy); Robert Grasmere (Frank Wyndham); Thom Bray (Etchinson); Joanna Merlin (Bag Lady); Alice Cooper (Street Schizo); Betty Ramey (Nun).
Reżyseria: John Carpenter;
Scenariusz: John Carpenter (jako Martin Quatermass);
Muzyka: John Carpenter, Alan Howarth;
Zdjęcia: Gary B. Kibbe.
USA,1987, 102 min
Produkcja: Andre Blay, Larry J. Franco, Shep Gordon / Alive Films, Larry Franco Productions, Universal Pictures

