PHANTASM / MORDERCZE KULECZKI / ZJAWA
„Takie właśnie są kształty, kształty myśli, których nikt nie wymyśli. Nie zaprzeczy im nikt bo ich nie zna, nie dowierzam im sam […] Esy- floresy, fantasmagorie, niewiele tu po mnie, niewiele tu po mnie […]”
– Tak śpiewał w jednej ze swoich piosenek zespół „Akurat”. I w pewnym sensie utwór ten oddaje charakter „Phantasmu”. Nie jest to film dla każdego, jest w nim pełno „esów- floresów”, a nie jeden widz dojdzie w trakcie seansu do wniosku, że „niewiele tu po mnie”.
Para braci Jody i Mike wspierana przez przyjaciela – sprzedawcę lodów o imieniu Reggie, stara się stawić czoła upiornemu „Tall Manowi” - przedsiębiorcy pogrzebowemu (grabarzowi?), który plądruje groby, potrafi zmieniać się w ponętną blondynkę -morderczynię, zamienia nieboszczyków w karły, które następnie wysyła do innego wymiaru oraz dysponuje tajemniczą bronią w postaci jakże docenionej przez polskiego tłumacza „morderczej kuleczki”. Tak po krótce przedstawia się fabuła tego niezwykle oryginalnego misz- maszu kina grozy z kinem fantastycznym. Absurd goni absurd, logiki w tym nie ma za grosz, ale jest jakiś tajemniczy urok. Ciekawe lokalizacje – większość akcji dzieje się w domu pogrzebowym bądź na cmentarzu, fajna muzyka – taka mieszanka ścieżek dźwiękowych z „Halloween” i „Suspirii”, bardzo nastrojowe zdjęcia (w troszkę laboratoryjnych kolorach) oraz charyzmatyczna postać czarnego charakteru – to pewnie tajemnica sukcesu filmu. Jest tu parę zapadających w pamięć scen – Tall Man przechadzający się w zwolnionym tempie po chodniku przystający na chwilę by zaciągnąć się chmurzyskami mroźnego powietrza ulatniającymi się z chłodni, ten sam jegomość targający pod pachą trumnę czy wreszcie niesławna scena ataku „morderczej kuleczki” hojnie oblana krwią i … uryną. Mi osobiście bardzo ciekawą wydaje się być też scena, w której zaglądamy do innego wymiaru – czyli tam gdzie wędrują nasze karzełki. Intrygująca, miałem ją przed oczami kiedy czytałem zakończenie „Przebudzenia” Stephena Kinga. Widać niestety pewne niedostatki budżetowe, zwłaszcza po efektach specjalnych. Mały budżet przełożył się również na nie powalającą na kolana obsadę. Poza Angusem Scrimmem aktorzy są dość siermiężni. Widać, że dość kiepsko u nich z doświadczeniem. Trzeba jednak przyznać, że choćby taki Reggie Bannister rozkręca się w kolejnych częściach sagi i z czasem stanie się nawet ikoną b-klasowego horroru.
Jeżeli po powyższych wywodach nie jesteście przekonani, czy „Phantasm” to aby naprawdę film dziwny, to dodam tylko (żeby nie wyjawić zbyt wiele), że w czasie projekcji zobaczycie jeszcze chociażby obciętego palca, który żyje własnym życiem, a po jakimś czasie zmienia się w wielkiego, latającego i niezwykle agresywnego robala. Warto docenić, że film jest niemal w pełni autorskim dziełem jednego twórcy – Dona Coscarelliego – w chwili powstawania dzieła ledwie 23- latka. Film dobry, oryginalny, ale na pewno nie dla każdego. Dla tych którzy zdecydują się oglądać jedna rada – sensu szukajcie gdzie indziej.
Pa A. Michael Baldwin (Mike); Bill Thornbury (Jody); Reggie Bannister (Reggie); Kathy Lester (Lady in Lavender); Terrie Kalbus (Fortuneteller's Granddaughter); Kenneth V. Jones (Caretaker); Susan Harper (Girlfriend); Lynn Eastman-Rossi (Sally); David Arntzen (Toby); Ralph Richmond (Bartender); Bill Cone (Tommy); Laura Mann (Double Lavender); Mary Ellen Shaw (Fortuneteller); Myrtle Scotton (Maid); Angus Scrimm (The Tall Man); Dac Coscarelli (Funeral Guest); Kate Coscarelli (Funeral Guest).
Reżyseria: Don Coscarelli;
Scenariusz: Don Coscarelli;
Muzyka: Fred Myrow, Malcolm Seagrave;
Zdjęcia: Don Coscarelli.
USA,1979, 87 min
Produkcja: Dac Coscarelli, Paul Peperman / New Breed Productions Inc., Embassy Pictures