CMĘTARZ ZWIEŻĄT / SMĘTARZ DLA ZWIERZAKÓW
I WYDANIE ORYGINALNE:
1983, Doubleday, NYC, USA
I WYDANIE POLSKIE:
1992, Somix/As-editor, Warszawa
TŁUMACZENIE:
Michał Wroczyński
OPRAWA: Miękka
RECENZOWANE WYDANIE:
Prószyski i S-ka 2012, Oprawa: Miękka, 528 str, Tłumaczenie: Paulina Braiter
„Pet Sematary” zostało w Polsce wydane pod dwoma tytułami. Pierwsze polskie wydanie w tłumaczeniu Michała Wroczyńskiego zatytułowane było „Smętarz dla zwierzaków”, kolejne – Pauliny Braiter - „Cmętarz zwieżąt”. Powieść opowiada o rodzinie Creedów, która wprowadziła się do nowo nabytego domu położonego w małej miejscowości Ludlow (oczywiście leżącej w Maine). W skład rodzinki wchodzi Louis – lekarz mający objąć posadę w przychodni Uniwersytetu Maine – główny sprawca przeprowadzki, jego żona Rachel, oraz dwójka dzieci: córeczka Ellie oraz synek Gage, który dopiero uczy się chodzić i mówić. Obrazka dopełnia kot Church- nazwany tak na cześć słynnego brytyjskiego premiera. Z czasem rodzina zżywa się z parą sąsiadów- uroczych staruszków dziarsko trzymających się jak na swój wiek (co tyczy się przede wszystkim mężczyzny) – Judem i Normą Crandall. Pewnego dnia Jud zabiera całą rodzinkę Creedów na spacer po okolicy, by pokazać im miejsce, w którym dzieci od dziesięcioleci grzebią swoje ukochane zmarłe zwierzątka po ich śmierci. Wycieczka ta staje się zalążkiem do domowej kłótni, spowodowanej paniczną reakcją córki Creedów na wiadomość o tym, że jej kot kiedyś ją opuści. Życie póki co płynie jednak dalej i z rozpoczęciem roku akademickiego Louis rozpoczyna pracę na uniwersytecie. Niestety już pierwszego dnia ma pełne ręce roboty, bowiem do jego gabinetu trafia student potrącony przez samochód. Victor Pascow, bo tak nazywa się nieszczęśnik, umiera na ramionach Louisa, wypowiadając w jego kierunku swe ostatnie słowa. W nocy martwy Pascow pojawia się w sypialni Louisa by zabrać go na podobną przechadzkę, jaką cała rodzina odbyła z Judem Crandallem. Na cmentarzu zwierzaków Victor wskazuje na leżący na jego skraju wiatrołom składający się z luźno usypanych drzew i gałęzi uprzedzając Louisa, by pod żadnym pozorem go nie przekraczał, choćby nie wiadomo jak bardzo tego potrzebował. Nazajutrz rano lekarz stara się uznać wydarzenia w jakich uczestniczył za nocne majaki, ziarno niepokoju w jego umyśle pozostawia jednak błoto oraz połamane gałęzie jakie znajduje w swojej pościeli oraz ślady zadrapań na całym ciele. Kiedy Rachel wraz dziećmi wyjeżdża do swoich rodziców (za którymi delikatnie mówiąc nie przepada Louis) by spędzić razem z nimi Dzień Dziękczynienia, pozostawiony pod opieką Louisa w Ludlow Church ginie pod kołami ciężarówki na niezwykle ruchliwej drodze (będącej głównym „dostarczycielem” nowych lokatorów na zwierzęcy cmentarz) znajdującej się w pobliżu domu Creedów. Jud w podzięce za pomoc udzieloną jego żonie przez Louisa podczas ataku serca, postanawia wyjawić mu sekret dotyczący terenu znajdującego się za wiatrołapem na „cmętarzu zwieżąt”. Jest to miejsce, w którym Indianie z plemienia Micmac od setek lat chowali swoich zmarłych. Niezwykłe jego właściwości, o których mieszkańcy Ludlow opowiadają sobie w sekrecie z pokolenia na pokolenie, powodują, iż zakopane w tutejszej ziemi martwe zwierzę nazajutrz powraca do swego właściciela. Z uwagi na dobro swej ukochanej córki, Louis postanawia pogrzebać tam kota, który nazajutrz rzeczywiście powraca do niego- choć odmieniony to jednak żywy… Łańcuch dramatycznych wydarzeń jakie następują później sprawia, że Louis stanie przed pokusą powrotu na indiańskie cmentarzysko, wbrew przestrodze martwego Pascowa, w dodatku ze zwłokami nie koniecznie należącymi do zwierzęcia…
Stephen King powiedział kiedyś o Clivie Barkerze (słów tych użyto na okładce pierwszego polskiego wydania „Potępieńczej gry”, iż pisze on „o koszmarach, których większość z nas nie byłaby sobie w stanie nawet wyobrazić”. Choć w słowach tych bardzo dużo fałszywej skromności i kurtuazji w stosunku do młodszego nieco kolegi po piórze, to trzeba przyznać, iż choć tematyka „Cmętarza” jest jaka jest (na co wskazuje już sam tytuł), to King nie epatuje w swym dziele szokującymi, odrażającymi, nekrofilskimi wizjami rodem z dzieł Barkera. Mimo tego pisze w nim o rzeczach daleko bardziej dla przeciętnego człowieka przerażających od wytworów najbardziej nawet twórczej wyobraźni – strachu przed śmiercią, śmiercią najbliższych oraz przed przemijaniem. Powieść jest w większej mierze niezwykle nastrojowym dramatem, niż horrorem, przypomina klasyczną tragedię grecką, a wydarzenia w niej opisane są samonakręcającą się spiralą (tak na marginesie: King zahacza o motyw spirali) mrocznych wydarzeń, z których jedno rodzi drugie – jeszcze mroczniejsze, a wszystkie razem zmierzają w kierunku otchłani, z której nie ma już powrotu. Książka skłania do refleksji i znakomicie wpasowuje się w klimat długich listopadowych wieczorów następujących po święcie Wszystkich Zmarłych (część akcji, w dodatku dość istotna rozgrywa się zresztą w Halloween). Można powiedzieć, że jest zarówno o śmierci, jak i o przemijaniu. Oba tematy pokazywane są z różnych ujęć: lekarza, który mówi, iż był świadkiem dużej liczby zgonów i nigdy nie widział by z tej okazji opuszczała człowieka dusza, młodziutkiej dziewczynki, która dopiero dowiaduje się o istnieniu czegoś takiego jak śmierć, kobiety, która nie chodzi na pogrzeby przez traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa oraz pary staruszków ze spokojem wyczekujących dopełnienia swych dni i szczęśliwych z tego w jaki sposób udało im się w znacznej mierze wspólnie życie przeżyć. W trakcie lektury nie sposób nie zadać sobie pytań: co dalej ? Co dzieje się z człowiekiem po śmierci?. King w dość dosłowny sposób zdaje się bronić też twierdzenia, iż zdarzają się rzeczy gorsze od śmierci i czasami jest ona najlepszym rozwiązaniem. Dotyczy to nie tylko wydarzeń nadprzyrodzonych (typu lepiej umrzeć, niż stać się bezmyślnym zombie) lecz także sfery okoliczności znacznie bardziej przyziemnych. Dla młodej Rachel śmierć jej nieuleczalnie chorej siostry Zeldy stanowiła uwolnienie. Rachel wstydzi się swej postawy, boi się zemsty zmarłych i unika pogrzebów, co nie zmienia faktu iż śmierć ta stanowiła koniec większości kłopotów związanych z jej ówczesnym życiem oraz powrót do względnej normalności. Autor stara się również znaleźć remedium na śmierć najbliższych. Nie rozdrapywanie ran, nie oddawanie się permanentnej walce toczonej we własnym umyśle, spowoduje z czasem, że cierpienie i trauma przemienia się z czasem w zwykłą żałobę . Ta z kolei – z upływem czasu zamieni się w dobre wspomnienia po tym, który odszedł. Jeśli nie podążymy tym tokiem rozumowania wystawimy się na wielkie zagrożenie. To ukazane w końcowych częściach książki jest ukazane tylko metaforycznie. To prawdziwe może siać spustoszenie w naszej psychice…
Nie jest to najbardziej typowa dla Kinga powieść. Brak tu dogłębnego przedstawienia każdej z postaci wraz z przeszłością opisaną trzy pokolenia wstecz. Ludlow nie stanowi tez typowego miasteczka z Maine znanego z jego twórczości. Jego historia nie jest przesycona fascynującymi zdarzeniami, a na opisywaną całość składają się praktycznie dwie posiadłości przedzielone ruchliwą drogą będącą mocą sprawczą dla przedstawianych wydarzeń. Cmentarzysko Micmaców w jakimś innym dziele Kinga jawiłoby się zapewne również jako dużo bardziej mistyczne miejsce, znane jeszcze ze skrupulatnie w książce przywoływanych opowieści XVIII- wiecznych francuskich kolonistów przecierających szlaki w kontaktach białego człowieka z plemieniem Indian Micmaców. Powieść koncentruje się jedynie na opisywaniu kolejno następujących po sobie zdarzeń, oraz przeżyć wewnętrznych towarzyszących ich bohaterom. Na tle innych dzieł Stephena, powieść nie jest również zbyt okazała objętościowo – jej polskie wydania zajmują od ok. 300 do ok. 500 stron. Stanowi to znakomity dowód na to, iż Stephen King jest mistrzem nie tylko szczególnie rozwlekłych form literackich.
„Pet Sematary” to zdecydowanie ścisła czołówka dzieł Mistrza. Z uwagi jednak na fakt, iż moim zdaniem powieść to w 80 % fantastycznie skonstruowany dramat (choć momentami dogłębnie przerażający), a w ledwie 20 % horror, nie wystawię jej oceny celującej tylko bardzo dobrą z plusem. Nie czynię jednak z tak dobranych proporcji zarzutu – to lektura ocierająca się o wybitność. Ja jednak od horroru oczekuję przede wszystkim oderwania od rzeczywistości a lektura „Cmętarza” wprowadziła mnie w melancholijny nastrój i zadumę nad przemijaniem – czyli rzeczy których z reguły staram się unikać. Niemniej jednak polecam każdemu. Absolutny top!