top of page

WYKLĘTY

AUTOR: Graham Masterton

I WYDANIE ORYGINALNE:

1983, Star Books, London, U.K., 379 str.

 

 

 

 

I WYDANIE POLSKIE:

1990, Amber, Oprawa miękka, 352 str. 

TŁUMACZENIE:

Danuta Górska

RECENZOWANE WYDANIE:

jak wyżej

     

       

     Na początek uwaga dla niewtajemniczonych czytelników. Wbrew obecnym i dość powszechnym trendom obowiązującym między Bałtykiem a Tatrami, „Wyklęty” to nie jest książka o polskim partyzancie z przełomu lat 40-tych i 50-tych ubiegłego stulecia. Zgodnie natomiast z prologiem do opowiadania, zaczerpniętym rzekomo z „ostatniego zakazanego ustępu” z „Codex Daemonicus” (i stanowiącym znakomity przykład na to, że Graham Masterton potrafi klimatycznie rozpocząć opowieść) opowiada ona o kimś, kto:

     „Wszelako jest jeszcze Inny, którego Imię nigdy nie bywa wymawiane, jest on bowiem Wyrzutkiem Wygnanym i z Nieba i z Piekła, jednako potępionym pośród wyższych bytów i na ziemskim padole. Jego Imię wykreślono z każdej Księgi i Tablicy, zasię jego Wizerunek zniszczono w każdym Miejscu, gdzie ludzie oddawali mu cześć. On jest Wyklęty i budzi najwyższy Strach, na jego bowiem rozkaz zmarli powstają z grobów i Słońce samo gasi swój blask”(pisownia oryginalna).

      Opowieść o wydarzeniach związanych z tym przyjemniaczkiem snuć będzie John Trenton, handlarz antykami mieszkający w Granitehead położonym w najbliższym sąsiedztwie słynnego Salem. Od krótkiego czasu, po tragicznej śmierci brzemiennej żony Jane w wypadku samochodowym, John jest wdowcem. Jane zaczyna go odwiedzać. Ledwo początkowo dostrzegalne (a właściwie jedynie słyszalne) wizyty, stopniowo stają się coraz bardziej intensywne. Skonsternowany John dowiaduje się, że jego żona nie jest jedyną zmarłą osobą jaka odwiedza swych żyjących krewnych w Granitehead, a samo miasteczko w przeszłości nie bez podstaw nazwane było „Zmartwychwstanie”. John jeszcze bardziej zagłębia się w historii swych okolic, gdy staje się nabywcą tajemniczego obrazu przedstawiającego fragment wybrzeża oraz tajemniczy okręt o nazwie „David Dark”, którego istnienie starano się zataić we wszystkich historycznych dokumentach. Na statku tym prawdopodobnie przewożono azteckiego boga – władcę krainy zmarłych zwanego Mictlantecuhtli. Prawdopodobnie to wrak tego statku zalegający w pobliskiej zatoce oddziałuje na zmarłych w ten sposób, że przychodzą po swoich pozostałych jeszcze przy życiu bliskich. Im większa staje się moc Mictlantecuhtli, tym więcej niewytłumaczalnych morderstw ma miejsce w Granittehead.

     „Wyklęty” to pierwsza powieść z bogatego dorobku Grahama Mastertona jaką miałem okazję przeczytać. Z całego serca polecam wszystkim, by swą przygodę z twórczością tego autora zaczęli również od tej pozycji, która w mojej opinii jest zdecydowanie najlepsza. Powieść charakteryzuje się wartką akcją i bardzo ciekawym, mrocznym klimatem (zwłaszcza w początkowych partiach), stanowiącym swoistą mieszankę wcześniejszego dzieła autora – „Manitou” oraz „Przypadku Charlesa Dextera Warda” H.P. Lovecrafta – pewnie z uwagi zarówno na poruszoną tematykę czarownic z Salem jak i ulokowanie akcji w nadmorskiej, portowej scenerii. Jak to niestety u Mastertona bywa– im dalej, tym gorzej. Początkowo pieczołowicie budowana atmosfera odchodzi gdzieś (tak mniej więcej po 2/3 lektury) w zapomnienie. Styl w jakim napisana jest powieść ewidentnie staje się z każda kolejną stroną bardziej niechlujny. Zachowania bohaterów są coraz bardziej niewiarygodne (maż tak straszliwie rozpacza po śmierci swojej ciężarnej żony, że już miesiąc po jej śmierci ląduje w łóżku z poznaną kilka godzin wcześniej dziewczyną, w której od razu się zakochuje itp.) a cała historia staje się bez mała infantylna. Sama końcówka sprawia wrażenie opracowywanej naprędce na kolanie. Tu Graham jedzie już kompletnie po bandzie zapominając o rachunku prawdopodobieństwa, prawach fizyki czy choćby szczątkowej logice. Szybkie szast- prast i problem rozwiązany. Jest to niestety objaw charakterystycznej dla Mastertona schematyczności. Objaw ten jest tym łatwiejszy do wykrycia, im więcej książek tego autora już przeczytaliśmy. Między innymi z tego powodu raz jeszcze zachęcam tych, którzy nie czytali nigdy Mastertona, by na początek sięgnęli po „Wykletego”. Ja przy drugim podejściu do tej książki (znając już pewne schematy, którym ulega autor) czerpałem już z niej znacznie mniejszą satysfakcję.

       Reasumując – bardzo nierówna książka z intrygującym początkiem, przez dłuższy czas ciekawym klimatem i bądź co bądź wartką przez cały czas akcją. Mimo wszystko chyba jednak najlepsze dzieło Mastertona (choć wielu jeszcze nie czytałem). Dobry plus.

bottom of page