top of page

KOSZMAR Z ULICY WIĄZÓW

       Nastoletnią Nancy Thompson dręczą koszmarne sny. Pojawia się w nich przerażający mężczyzna o spalonej twarzy i stalowych ostrzach zamiast palców u ręki. Przyjaciół dziewczyny również odwiedza we śnie ten sam psychopata. Co gorsza, jedna z dziewcząt zostaje w nocy zamordowana. Policja oskarża o zbrodnie jej chłopaka, jednak wkrótce i on ginie śmiercią tragiczną. Nancy dowiaduje się, że morderca ze snów to Freddy Krueger, seryjny morderca dzieci, który przed laty został zlinczowany przez rodziców swoich ofiar. Wygląda na to, że potwór zamierza powrócić do świata żywych (na podstawie opisu polskiego dystrybutora DVD).

         Dla osób,którym większość dzieciństwa mijała w latach 90-tych ubiegłego stulecia „Koszmar z ulicy wiązów” oraz Freddy Krueger (a może przede wszystkim on?) miały wyjątkowy status. Powiedzieć o tym filmie (bądź o tej postaci – wybierzcie sobie sami) – kultowy - to nie powiedzieć nic, to stanowczo za mało. O filmie tym opowiadali wszyscy – choć mało kto tak naprawdę go widział. Raz - z uwagi na ściślejszą niż w dobie obecnej kontrolę rodzicielską, dwa – z uwagi na mniej powszechny niż dziś dostęp do filmów. Niemniej jednak ci szczęśliwcy, którzy obejrzeli film na swoich magnetowidach, opowiadali na podwórkach i placach zabaw o postaci spalonego żywcem mordercy z nożami zamiast palców (z reguły pomijano okoliczność, że Freddy nosił specjalną rękawicę) oraz o jego wyczynach. Pocztą pantoflową wieści szybko się roznosiły dzięki czemu niemal na każdym podwórku „odtwarzano” popisy Freddy’ego bądź nucono złowrogą wyliczankę z filmu (niekiedy przerabiając ją odpowiednio by dopiec najmniej lubianym dzieciakom na osiedlu). Żeby zresztą pokazać jak kolosalny wpływ na psychikę dzieciaków miał film, opowiem Wam pewną historyjkę. Bodajże w 1995 r. pojechałem wraz z kumplami z podstawówki na kolonie nad morze. Mieszkaliśmy w ośrodku usytuowanym w malowniczym lasku, w domkach jakby żywcem wyjętych z „Piątku Trzynastego” czy bliższych naszym czasom „Cabin Fever” oraz „Cabin in the Woods”. Okoliczności zatem same w sobie już bardzo fajne. Dodatkowo w domku obok nas mieszkał inny kumpel, który przeraźliwie bał się Freddy`ego. Jak to jednak często w przypadku młodych chłopców – zbyt mądrzy nie byliśmy, więc darliśmy z przestraszonego kumpla „łacha”. Pewnej nocy znaleźliśmy nawet w lesie gałąź wyglądem przypominającą rękawicę mordercy. Poddaliśmy ją stosownym obróbkom, by jeszcze bardziej przypominała oryginał i zakradliśmy się pod domek nieszczęśnika. Kiedy zauważyliśmy, że przechodzi obok okna, pod którym się czailiśmy, podświetliliśmy „rękawicę” od tyłu latarką i zaczęliśmy drapać nią w szybę. Nasz biedny kumpel wpadł w panikę a następnie w jakiś amok – złapał młodszego chłopca, z którym dzielił domek i zaczął nim mocno trząść, obijając biedakiem ścianę. Ten przygnębiający spektakl przerwali dopiero interweniujący wychowawcy, po których pędem pognaliśmy. Całe szczęście skończyło się tylko na ostrych reprymendach dotyczących głupiego pomysłu i nikomu nic złego się nie stało.

       „Koszmar[...]” wzbudził zatem zachwyt widowni (w tym jej najmłodszej części). Zebrał też bardzo dobre (choć zwykle dostrzegające jakieś niedostatki) recenzje od krytyków i znawców gatunku – zarówno naszych rodzimych jak i zagranicznych i tak: „Wprowadził kilka nowych chwytów. Hit gatunku, który wytworzył nowy typ bohatera horroru”. (H.Maxford, The A-Z of Horror Films, BT Batsford Ltd, London 1996, s. 200); „Fakt, iż ten projekt był odrzucony niemal przez każde studio zanim został nakręcony i stał się kulturalnym fenomenem czyni go „Plutonem” horrorów” (Fangoria Presents Best & Bloodiest Horror Video #2 , s. 54); „Krwawe efekty specjalne i pełne napięcia sceny morderstw spychają na dalszy plan pewne niedostatki scenariusza, ujmujące kreacje (spójrzcie na Johny'ego Deppa w jego debiucie) oraz dowództwo Cravena nad tym przerażającym projektem uczyniły z niego klasyka, który pociągnął za sobą sześć sequeli i serię telewizyjną” (Kilmeny Fane- Saunder (red.) RadioTimes Guide to Films 2005, s. 873); „Film robi ogromne wrażenie dzięki świetnym efektom specjalnym; wylano tu galony fałszywej krwi, dołożono niepokojącą ścieżkę dźwiękową i zastosowano trzymającą w napięciu narrację. Doskonale oddano nawet beznadziejne wysiłki ofiar, żeby się obudzić, albo żeby nie usnąć[...] tutaj morderca- potwór jest nie tyle milczącą maszyną śmierci, co raczej archetypem oszusta w postaci zła , zabójcą o pewnym uroku i poczuciu humoru . Ten potwór potrafi udowodnić widzom, że można połączyć w jednym filmie samotnego złoczyńcę, upiorne miejsce akcji, wrażenie jakie pozostawiają sny i subiektywne wizje, ofiary zabierane jedna po drugiej i wreszcie niezniszczalną, zdolną do zabijania kobietę” (S.J. Schneider 1001 filmów, które musisz zobaczyć, Elipsa 2011, s. 705); „Sukces filmu opierającego się na stylistyce sennego koszmaru zależy nie tyle od scenariusza, ile od umiejętności przeniesienia tej stylistyki na ekran. Cravenowi udało się to wybornie, a pomagają mu utalentowany operator Jacques Haitkini twórca wywołującej ciarki ścieżki dźwiękowej Charles Bernstein” (B. Paszylk, Leksykon filmowego horroru, Latarnik, Michałów- Grabina 2006, s. 187); „”Koszmar z ulicy Wiązów” nadal jednak ma „to coś” - genialną muzykę Charlesa Bernsteina, wiele momentów, które mogą autentycznie przestraszyć, bardzo przyzwoite, jak na tamte czasy efekty specjalne, a przede wszystkim Freddy'ego, który jest kultową postacią już prawie od ćwierćwiecza”. (Grabaż Polski # 5, s.13); „Ponieważ Freddy ma krwiożercze zamiary, dzieci próbują się obudzić (he he – niezastąpiony „Video Comfort”). Sen miesza się z rzeczywistością. Znakomite efekty specjalne, świetne zdjęcia”. (The Best of Video'93, Comfort Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1993)

      Sam Craven twierdził świeżo po zakończeniu zdjęć, że ma przeczucie, że film będzie kamieniem milowym w jego karierze, jego znakiem rozpoznawczym, że robiąc go wiedział, że to będzie kawałek dobrej roboty a nie jakiś zwykły film. Co więcej, wizja nakręcenia takiego filmu tkwiła w nim od dawna: „W niektórych moich wcześniejszych filmach bawiłem się ze scenami snów. Oglądając je nie miałeś pewności, czy dana osoba śni, czy nie. Zauważyłem, że intryguje mnie to do tego stopnia, że chcę zrobić cały film kręcący się wokół tego tematu” (Fangoria #40 s. 50-51). Odtwórca roli Freddy`ego natomiast okazał się niezłym prorokiem i można powiedzieć- wykrakał sobie: „Rola to niejako perfekcyjny kontrast dla mojej sympatycznej, jowialnej osobowości […] Aktor we mnie domagał się większej ilości wypowiadanych kwestii w roli, więcej błysku, ale z czasem dotarło do mnie, że chcę być tylko potworem. Pomyślałem, że skoro zrobiłem już swój western, swój film o kosmosie, swój film młodzieżowy oraz swój film o Wietnamie, to czas teraz zrobić swój film o potworze” (Fangoria #40, s. 51). Jak się wkrótce okaże z filmu narodzi się seria , a odtwarzany przez niego potwór stanie się coraz bardziej gadatliwy.

          Wiemy już co o filmie sądziła publika, publicyści i twórcy oraz aktorzy. Co zatem powiem Wam jeszcze ja? Otóż to, że pierwszą część „Koszmaru […]” obejrzałem stosunkowo późno, bo w wieku około 15 lat - wiedząc już kto to Freddy nie tylko ze wspomnianych opowiadań kolegów, ale również z kilku innych części, w tym między innymi ze wspaniałej części trzeciej. I muszę przyznać, że poczułem się delikatnie rozczarowany. Być może dlatego, że miałem bardzo rozbuchane oczekiwania. Skoro podobały mi się późniejsze części, to zastanawiałem się jak dobra musi być część pierwsza?. Przecież premierowe części serii z reguły są najlepsze! Moje pierwsze odczucie nie zmienia jednak faktu, że „Koszmar […]” jest ponad wszelką wątpliwość filmem bardzo dobrym. Naprawdę bardzo dobrym. Nakręcony w niewiele ponad miesiąc (to naprawdę niewiele jeżeli weźmiemy pod uwagę ile czasu trwała każdorazowa charakteryzacja Englunda), za śmieszną kwotę 2 lub 3 (różnie podają źródła) milionów dolarów, przyniósł kilkudziesięciokrotnie większe zyski. Nie bez podstaw. Charyzmatyczna postać mordercy, fantastyczny, wielokrotnie później powielany pomysł na morderstwa we śnie, cudowne zdjęcia, pomysłowe efekty specjalne, widowiskowe sceny morderstw – to główne atuty tego dzieła. Obsada – poza oczywiście Englundem – nie budzi mojego entuzjazmu. Heather Langenkamp jest strasznie nijaka i sztuczna – czy kojarzycie ją zresztą z jakiegokolwiek innego filmu niż film o Freddie’m? Jeżeli tak to szacunek dla Was, jeżeli nie – to wydaje mi się, że nie jest to nieuzasadnione. Jeszcze gorzej zresztą wypada odtwarzająca jej matkę Ronee Blakley. Nawet jeden z moich ulubieńców – Johnny Depp – jest w tym filmie dopiero na tym etapie kariery, w którym jeszcze nie było wiadomo czy pojawia się na ekranie tylko jako wabik dla żeńskiej części publiczności, czy jako aktor. Motyw muzyczny charakterystyczny dla całej serii – świetny, genialny, zapadający w pamięć i sam nie wiem co powiedzieć jeszcze. Ale reszta muzyki stoi już na bardzo różnym poziomie. A muzyka towarzysząca sennym pościgom Freddye`go za ofiarami jest dla mnie nieco irytująca, i bardziej przystoi filmom pokroju „Zabójczej Broni” czy innym sensacyjnym szmirom lat 80-tych, niż rasowemu horrorowi. Postać Freddy'ego – nieśmiertelna, podobnie jak jego kapelusz, rękawica czy sweter. Na zawsze zostające w pamięci: Scena z hektolitrami krwi wypływającymi z łóżka na sufit oraz scena z rękawicą wynurzającą się z wanny. Wszystko to składa się na film do koniecznego obejrzenia. Pozycja bezwarunkowo obowiązkowa.

John Saxon (Donald Thompson); Ronee Blakley (Marge Thompson); Heather Langenkamp (Nancy Thompson); Amanda Wyss (Tina); Jsu Garcia (Rod Lane – jako Nick Corri); Johnny Depp (Glen Lantz); Charles Fleisher (Dr King); Joseph Whipp (Sierżant Parker); Robert Englund (Fred Krueger); Lin Shaye (Nauczycielka); Joe Unger (Sierżant Garcia); Mimi Craven (Pielęgniarka); Jack Shea Pastor); Ed Call (Pan Lantz); Sandy Lipton (Pani Lantz); Dzvid Andrews (Brygadzista); Jeff Levine (Brygadzista); Donna Woodrum (Mama Tiny); Shashawnee Hall (Policjant #1); Carol Pritikin (Policjant #2); Brian Reise (Policjant #3); Ash Adams (Surfer #1); Don Hannah (Surfer#2); Leslie Hoffman (Pilnująca na korytarzu); Paul Grenier (Chłopak Matki Tiny); Kathi Gibbs (Dziewczyna w klasie); John Richard Petersen (Chłopak w klasie); Chris Tashima (Chłopak w klasie); Antonia Yannouli (Dziewczyna w klasie).

 

 

Reżyseria: Wes Craven;

Scenariusz: Wes Craven;

Muzyka: Charles Bernstein;

Zdjęcia: Jacques Haitkin.

USA, 1984, 91 min

Produkcja: John H. Burrows, Stanley Dudelson, Sara Risher, Robert Shaye, Joseph Wolf / New Line Cinema, Media Home Entertainment, Smart Egg Pictures, Elm Streest Venture

 

follow us:

© 2014 by Michał Kotkowski. Proudly created with Wix.com

  • Facebook Classic
  • Twitter Classic
  • c-youtube
bottom of page