top of page

NOCNE PLEMIĘ

       

       „Nightbreed” to jeden z bodaj najbardziej niedocenianych horrorów lat 90- tych. Jak wspominałem przy okazji opowiadania o książce pod tytułem „Cabal” – jest to bardzo twórcze rozwinięcie wątków w niej przedstawionych. Dla porządku przypomnę na wstępie, że autorem zarówno książki, jak i filmu jest Clive Barker. Aaron Boone dowiedziawszy się od swojego lekarza – doktora Deckera o porażających rozmiarach dokonanych rzekomo przez siebie zbrodni (Aaron o nich nie pamięta), stara się znaleźć dla siebie azyl w Midian – mitycznym miejscu, „gdzie żyją potwory”. Za Boone'm podąża jego ukochana – Lori, która wierzy w jego niewinność (tych, którym wydaje się, że powiedziałem za mało o treści filmu odsyłam do tekstu o książce). Choć różni się trochę zakończeniem, stopniem rozwinięcia niektórych wątków, stopniem uwypuklenia znaczenia niektórych postaci (Narcyz) oraz zmianą charakterystyk innych (uprawiający w książce prymitywny, zezwierzęcony seks Boone i Lori, w filmie od pierwszej sceny jawią się jako para milusińskich) – film generalnie jest dość wierną adaptacją pierwowzoru. Akcja toczy się zatem wartko, a film nie ma kiedy nudzić. Zdecydowanie większy nacisk niż w książce położono w filmie na przesłanie, jakie niesie ze sobą opowiadana historia. Mieszkańcy Midian są potomkami prześladowanego od wieków przez ludzi plemienia, tułającego się po świecie w poszukiwaniu kryjówki. Być może miał coś w ten sposób Barker (jako gej) do zakomunikowania widzowi.

      Oglądając mieszkańców Midian, mamy okazję na własne oczy ujrzeć wszystko to, co wymyślił Barker, a czego nie dał rady przelać na papier, czego nie dał rady ubrać w słowa na kartach „Cabala”. Prezentują się oni w znakomitej większości naprawdę spektakularnie. W każdym zakamarku podziemnej nekropolii czai się niezwykle oryginalny stwór. Im bardziej epizodyczna jest jego rola, tym bardziej wydaje się być odrealniony. Na tym tle stosunkowo banalnie prezentuje się chociażby sam Boone (oczywiście już po transformacji), czy Pelloquin. Midian wygląda zaś, jak gotowa lokacja dla kolejnej części przygód Indiany Jonesa – czyli co najmniej przyzwoicie. Rozmachu twórcom zdecydowanie nie można odmówić. Kwestią gustu jest natomiast gra aktorska. Jak wspomniałem – Boone i Lori mogą być dla niektórych zdecydowanie zbyt cukierkowi. Fajny efekt dało natomiast spotkanie na planie Barkera z innym mistrzem horroru – Davidem Cronnenbergiem. Wypadł on bardzo dobrze w roli Deckera i widać, ze bawił się przy tym świetnie. Atutem jest również to, że w filmie czuć tchnienie ducha kina przełomu lat 80-tych i 90-tych. Obiektywnie „najstraszniejsza” jest w filmie charakteryzacja postaci. Mogą one być bardzo nieprzyjemne dla co bardziej wrażliwego oka. Dlatego też Barker poszukiwał kompromisów w pozostałych aspektach swego dzieła, które starał się trochę „ugrzecznić”. Pewnie dlatego gdzieś tu uciekł mroczny horror i zastąpiło go kino bliższe kinu przygodowemu. Za świetnym klimatem filmu i świetną realizacją nadąża rewelacyjna muzyka Danny'ego Elfmana. Od pierwszych sekwencji filmu, aż do napisów końcowych trzyma niezwykle wysoki poziom. Jak najbardziej sprawdza się ona również, jako odseparowany od filmu soundtrack. Soundtrack, którym w mojej opinii Elfman niewiele odbiegł od niezwykle wysokiego poziomu, jaki wyznaczył sobie sam ścieżką dźwiękową do „Soku z żuka”. Mankamentem (oprócz tego konformistycznego „ugrzecznienia” pewnych warstw dzieła) jest to, że film (podobnie zresztą, jak książka) jest zbyt krótki. Chciałoby się zobaczyć więcej i pozostać w Midian na zdecydowanie więcej czasu.

      Na koniec dwie „polskie” ciekawostki związane z filmem. „Stowarzyszenie umarłych dusz” - tak brzmiał tytuł filmu przetłumaczony przez rodzimego dystrybutora. Któż oparłby się wypożyczeniu takiego tytułu? (Zwłaszcza po obejrzeniu zwiastunu czytanego przez Tomasza Knapika). Ponadto, oglądany przez Was, czadowy plakat do filmu posłużył naszemu legendarnemu już wydawnictwu „Phatom Press” za okładkę dla polskiego wydania „Podpalaczki” Stephena Kinga. Niespotykane kuriozum i dość smutne świadectwo polskiego kapitalizmu początku lat 90- tych. Z drugiej zaś strony, zawsze może trochę lepiej, że wzięli plakat z tego filmu, niż z choćby od „Tańczącego z wilkami” czy "Listy Schindlera"...

Craig Sheffer (Aaron Boone / Cabal); Anne Bobby (Lori Winston); David Cronenberg (Dr. Philip K. Decker); Charles Haid (Captain Eigerman); Hugh Quarshie (Detective Joyce); Hugh Ross (Narcisse); Doug Bradley (Dirk Lylesberg); Catherine Chevalier (Rachel); Malcolm Smith (Ashberry); Bob Sessions (Pettine); Oliver Parker (Peloquin); Debora Weston (Sheryl Ann); Nicholas Vince (Kinski); Simon Bamford (Ohnaka); Kim Robertson (Babette); Nina Robertson (Babette); Christine McCorkindale (Shuna Sassi); Tony Bluto (Leroy Gomm); Vincent Keene (Devil Lude); Bernard Henry (Baphomet); Richard Van Spall (Drummer); David Young (Otis and Clay); Valda Aviks (Mellissa Rickman); Mac McDonald (Lou Rickman); Richard Bowman (Rickman Boy); McNally Sagal (Motel Receptionist); Daniel Kash (Labowitz); Bradley Lavelle (Cormack); Stephen Hoye (Gibbs); Tom Hunsinger (Tommy); George Roth (Kane); Peter Marinker (Pathologist); Lindsay Holiday (Morgue Assistant); Kenneth Nelson (Emergency Doctor); Carolyn Jones (Emergency Nurse); Ted Maynard (Bartender); Mitch Webb (Jail Cell Doctor); Scott Gilmore (Ambush Cop); Eric Loren (Ambush Cop); John Agar (Decker's Victim); Charles Bodycomb (Redneck with Shotgun); Tony Gardner (Hotel Manager); Paul Jones (Werewolf); John Skipp (Hotel Room Corpse); Craig Spector (Hotel Room Corpse); Ed Whalen (Himself - TV Announcer).

Reżyseria: Clive Barker;

Scenariusz: Clive Barker;  

Muzyka: Danny Elfman;

Zdjęcia: Robin Vidgeon.

USA, 1990, 102 min.

Produkcja: David Barron, Gabriella Martinelli, James G. Robinson, Joe Roth / Morgan Creek Entertainment Group.

bottom of page