MATKA ŁEZ
Gdzieś na włoskiej prowincji wraz ze zwłokami żyjącego w XIX wieku mężczyzny odnaleziony zostaje komplet tajemniczych artefaktów, na który składają się między innymi trzy figurki, sztylet oraz tunika. Wszystko zdobione jest tajemniczymi symbolami. Nadzorujący wykopaliska ksiądz przesyła znalezisko do Muzeum Sztuki Starożytnej w Rzymie, gdzie pracuje jego znajomy Michael. Dwie kobiety pod nieobecność adresata przesyłki, postanawiają ją rozpakować. Kiedy młodsza z nich – Sarah – studentka konserwacji zabytków na chwilę opuszcza miejsce, w którym znajdują się rzeczy, jej koleżanka zostaje brutalnie zamordowana. To Mater Lachrymarum – Matka Łez – ostatnia żyjąca spośród trzech potężnych wiedźm przyszła (wraz z pomocnikami) odebrać co swoje. Odkąd artefakty dostają się w ręce wiedźmy, Rzym zalewa fala przemocy i obłędu. Do Wiecznego Miasta z całego świata pędzą też wiedźmy i tłumy wyznawców „Trzeciej Matki”. W samym środku tych zdarzeń znajdzie się Sarah. Jej matka stanęła niegdyś naprzeciw „Mater Suspiriorum”, mieszkając we Freiburgu. Przypłaciła to życiem, ale osłabioną wiedźmę udało się później unicestwić. Teraz, jako przybysz z zaświatów wspierać będzie swą córkę w walce ze złem, każąc jej kierować się maksymą: „To co widzisz nie istnieje, to czego nie widzisz jest prawdą”.
Co się najbardziej rzuca w oczy – mamy tutaj dużą dawkę naprawdę makabrycznych scen (chociażby duszenie ofiary jej własnymi wnętrznościami, kruszenie zębów, wydłubywanie oczu, dzieciobójstwo etc.), w tym wielką porcję takich kompletnie niedorzecznych (ważąca na oko koło 50 kilogramów główna bohaterka miażdży głowę atakującej ją przeciwniczki przy pomocy leciutkich drzwi w pociągu). Byle krwawiło – zdaje się takie motto przyświecało twórcom. Część wnikliwych analityków twórczości Dario Argento upatrywało w tych przesadnie mocnych, częstokroć odrealnionych scenach autoparodii, jaką miał zafundować sobie reżyser. Wszakże zarówno w „Suspirii”, jak i w „Infernie” mieliśmy do czynienia z całą masą scen morderstw, w których nikt nie umierał „po prostu”, lecz uśmiercany był w barwny, wymyślny sposób. Według mnie – nic z tych rzeczy. Pan Argento postanowił po prostu pełnymi garściami czerpać z możliwości, jakie w 27 lat po nakręceniu poprzedniej części „trylogii matek” oferowała technika filmowa i cieszył się przy tym jak dziecko z prezentu bożonarodzeniowego. Przy okazji efektów gore powiem jeszcze o dwóch rzeczach. Po pierwsze – polski dystrybutor DVD zakwalifikował film jako dozwolony od 15 lat. Doprawdy, moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, by podpowiedzieć mi, z jakimi widokami bądź przesłaniem musielibyśmy mieć do czynienia, żeby film był dozwolony od lat 18-tu. Po drugie – efekty te stoją na naprawdę przyzwoitym poziomie. Nie do końca da się to natomiast powiedzieć o pozostałych efektach specjalnych, z jakimi mamy do czynienia w filmie (duchy, sceny katastroficzne itp.).
Po raz kolejny silną stroną nie jest scenariusz. Historia jest prościutka, momentami opowiedziana w sposób bardzo chaotyczny. Pewnie nie każdy czytał moje przemyślenia na temat „Suspirii” i „Inferna”, dlatego po raz trzeci powiem, że temat „Trzech Matek” nie miał prawa posłużyć jako materiał dla aż trzech dobrych filmów. Nie miał w sobie takiego potencjału. Jeden dobry film – w tym wypadku była to „Suspiria” - to max, co można było z tego wyciągnąć. Dość słabo zaprezentowali się też aktorzy na czele z Asią Argento. Zdecydowanie najsłabiej biorąc pod uwagę wszystkie części trylogii wypada tu muzyka. Podobnie zaś jak w poprzednich częściach (a może nawet jeszcze bardziej) w uszy razi specyficzny angielski z akcentem rodem z westernów Sergio Leone.
+Ogólny bałagan, brak logiki, dziurawy jak sito scenariusz sprawiają, że film swym poziomem odpowiada mniej więcej „Infernu”. Być może obraz z 1980 r. miał nieco lepszy klimat (o co znowuż nie trudno, gdyż w przypadku „Matki Łez” ciężko mówić o jakimkolwiek klimacie), o tyle film z 2007 r. zdecydowanie lepiej wykorzystuje możliwości techniczne, jakie istniały w chwili jego powstawania, a przede wszystkim jest filmem lepszym w odbiorze. Co by bowiem nie mówić, od samego początku akcja toczy się tu wartko, natomiast w przypadku „Inferna” z ekranu długimi momentami niemiłosiernie wiało nudą.
Asia Argento (Sarah Mandy); Cristian Solimeno (Detective Enzo Marchi); Adam James (Michael Pierce); Moran Atias (Mater Lachrymarum); Valéria Cavalli(Marta Colussi); Philippe Leroy (Guglielmo De Witt); Daria Nicolodi (Elisa Mandy); Coralina Cataldi-Tassoni (Giselle Mares); Udo Kier (Father Johannes); Robert Madison (Detective Lissoni); Jun Ichikawa (Katerina); Tommaso Banfi (Father Milesi); Paolo Stella (Julian); Clive Riche (Man in Overcoat); Massimo Sarchielli (The Hobo); Barbara Mautino (Valeria); Gisella Marengo(Catacomb Witch #1); Marica Coco (Catacomb Witch #2); Diego Bottiglieri(Indian); Franco Leo (Monsignor Brusca); Silvia Rubino (Elga); Claudio Fadda, Roberto Donati, Gianni Gatta (wszyscy - Demon); Luca Pescatore (Paul Pierce); Alessandro Zeme (Luigi); Antonio Pescatore (Plainclothes Detective); Stefano Fregni (Taxi Driver); Simonetta Solder (Young Mother); James Kelly Caldwell(TV Announcer); Simone Sitta (Witch Guide); Daniela Fazzolari, Alessandra Magrini, Camilla Gallo, Maria Biondini, Federica Botto, Serena Brusa, Eleonora Marcucci, Eleonora Misiti, Rebecca Perlati, Ivana Zimbaro, Araba Dell'Utri (wszystkie - Witch); Claudio Coreno (Demon); Lynn Swanson (Gray Nun); Giorgia Zago (Donna Posseduta).
Reżyseria: Dario Argento;
Scenariusz: Jace Anderson, Dario Argento, Walter Fasano, Adam Gierasch, Simona Simonetti;
Muzyka: Claudio Simonetti;
Zdjęcia: Frederic Fasano.
ITA/USA 2007, 100 min.
Produkcja: Claudio Argento, Dario Argento, Marina Berlusconi, Tommaso Calevi, Kirk D'Amico, Giulia Marletta, Lee Wilson / Medusa Film, Opera Film, Myriad Pictures, Sky Cinema, Film Commission Torino-Piemonte.