top of page

TO

I WYDANIE ORYGINALNE:

1986, Viking Press, NYC, US

I WYDANIE POLSKIE:

1993, Amber, Warszawa

TŁUMACZENIE:

Robert Lipski

RECENZOWANE WYDANIE:

2009, Albatros, Oprawa Miękka - Usztywniana ze skrzydłami, 1104 str.

TŁUMACZENIE: Robert Lipski

           Dla tych, którzy chcą się tylko dowiedzieć o co chodzi: Grupa jedenastolatków: Bill Denbrough zwany przez innych “Wielkim Billem”, Richie “Wielka Gęba” Tozier, Eddie Kaspbrak, Stan Uris, Mike Hanlon, Ben „Haystack” Hanscom oraz jedyna w tym gronie przedstawicielka płci pięknej – Beverly Marsh w pewne wakacje pod koniec lat pięćdziesiątych, w wyniku splotu odmiennych dla każdego z osobna okoliczności staje się nierozłączną paczką, która będzie zmuszona stawić czoła złu, które zalęgło się w ich rodzinnym miasteczku – Derry. Tytułowe „To” to właśnie owe zło- nienazwane i niemożliwe do bliższego zidentyfikowania. Najczęściej pojawia się jako „Pennywise”- Tańczący klaun, bądź jako Robert Gray. Ale, że przywykło do żerowania na ludzkich lękach, potrafi dostosować przybieranie postaci do lęków swojej ofiary. I tak różnym osobom jawi się ono jako wilkołak, zombie, krwiożerczy ptak, a w szczególnie smutnych przypadkach jako… ojciec lub matka. Batalia z „Pennywisem” rozpoczyna się gdy w brutalny sposób z jego ręki ginie młodszy brat Billa- Georgie. Wkrótce po nim ofiarami padają kolejne osoby, przede wszystkim dzieci. Grupa bohaterów zdaje sobie sprawę, że musi stanąć do walki z „Tym”, bo w przeciwnym wypadku podzieli marny los zabitych. Okazuje się również, że „To” wraca do Derry w cyklach, co 27 lat, po czym, zaspokoiwszy swe krwawe żądze znika do początku kolejnego cyklu. Właśnie po 27 latach od wydarzeń z wakacji 1958 roku okaże się, że przy pierwszej potyczce bohaterowie nie dali rady definitywnie unicestwić stworzenia. Mike Hanlon, który jako jedyny pozostał w Derry, po śmierci kilkorga dzieci, postanawia zebrać rozsianych po całym świecie przyjaciół, by ponownie wspólnie stanąć do walki z „Tym”.

      „To” nie schodzi z podium we wszelakich rankingach dotyczących prozy Kinga, lub książkowego horroru w ogóle. W celu odgadnięcia fenomenu powieści, posłużę się chwytem, stosowanym namiętnie przez „Mistrza horroru” w niemalże każdym jego dziele (wedle jej rozkładu- na początku jej części bądź rozdziałów, lub jednego i drugiego) - posłużę się zatem lirycznym cytatem:

„Podaj mi dłoń, podaj mi rękę
Chcę znów pojechać na drugą czasu pętlę
Jeszcze raz przeżyć to co się przeżyło
Choć wszystkim wokół lat już przybyło”

Kazik Staszewski, „Sztos”

      Właśnie w tym – w podróży sentymentalnej – tkwi przede wszystkim siła i klucz do popularności powieści. Każdy z nas z rozrzewnieniem wraca do czasów swojego dzieciństwa, miejsc i postaci z nim związanych. Biorąc pod uwagę fakt, iż śledzimy losy aż siódemki bohaterów, praktycznie każdy może dopasować swoje wspomnienia do przeżyć choćby jednego z nich. Mamy tu do czynienia z grubaskiem, jąkałą, chorowitym chłopcem z nadopiekuńczą matką, prześladowanych z powodów rasowych Murzyna i Żyda, przemądrzałym okularnikiem i dziewczynką z patologicznym tatą. Dodając do tego całą masę postaci drugoplanowych z łatwością ulegamy wrażeniu, że tak samo wyglądało to u nas. My też lepiliśmy tamy w strumykach, strzelaliśmy z procy, rzucaliśmy się kamieniami, przeżywaliśmy pierwsze miłości, zawieraliśmy pakty krwi, chodziliśmy ukradkiem na horrory do kina czy podpalaliśmy (no może nie wszyscy) swoje „bąki”. Pokusa ulegnięcia temu mirażowi jest tym bardziej słodka, gdy na dalszych kartach powieści dowiemy się, że każdemu z pozytywnych bohaterów książki udało się odnieść sukces w dorosłym życiu. Małe łamagi stają się projektantkami mody, pisarzami (jak zwykle u Kinga!), słynnymi architektami, prezenterami telewizyjnymi, bądź właścicielami firm. Nie dostrzegamy jednocześnie (lub dostrzegamy słabo) negatywnych aspektów ich losów, choćby tego mianowicie, że przebiegłe „To” sprawiło, że żaden z bohaterów nie doczekał się potomka.

       Niedorzeczną bzdurą byłoby jednak upierać się, że li tylko w grze na sentymentach ukryta jest moc płynąca z jednej z najobszerniejszych (niezależnie od wydania nie schodzi poniżej tysiąca stron) powieści Kinga. Mamy tu jak zwykle świetnie nakreślone postacie oraz tło, na którym rozgrywają się wydarzenia. Fascynująco brnie się w kolejne rozdziały przesiąkniętej do granic możliwości krwią historii miasteczka Derry. Jednocześnie poznajemy w niemal najdrobniejszych szczegółach topografię miasteczka – od skrzyżowań po których swym „Silverem” mknie Bill Jąkała, po podmokłe tereny Barrens, które dzięki sugestywnym opisom chłoniemy niemalże nozdrzami. Postacie negatywne to najczystsze majstersztyki. Na ich czele stoi oczywiście tytułowe „To” najczęściej i najefektowniej przejawiające się jako Pennywise alias Robert Gray. Jak dla mnie jedynym drobniutkim minusem jest, to, iż korzenie zła, jakie nawiedza Derry nie wywodzą się wprost z tańczącego klauna, lecz z jakiejś większej, nieodgadnionej kosmicznej mocy. Z olbrzymią ciekawością odkrywałem szczegóły związane z obecnością Pennywise'a przy rozmaitych strzelaninach, rzeziach, linczach i innych tego typu wydarzeniach mających miejsce w historii miasteczka. Ale Stephen King wiedział na pewno lepiej jak pociągnąć tą historię. Na uwagę zasługuje też postać Henry'ego Bowersa i jego ojca Butcha. A epizodyczna w sumie jedynie postać młodego socjopaty- Patricka Hocksettera, to zdaje się gotowy materiał na inną powieść grozy.

      W książce nie brakuje niczego, również momentów kontrowersyjnych. Za takie można uznać z całą pewnością zabawy wspomnianego powyżej Patricka z penisem Henryego, czy sytuację, w której 11-letnia przecież dopiereo Beverly postanawia oddać swoje dziewictwo po kolei całej szóstce swoich przyjaciół, celem scementowania ich przyjaźni i dodania jej „mocy”. Każdy powinien jednak sam ocenić, czy dodane zostały potrzebnie.

Reasumując, mamy tu wszystko co powinien mieć nie tylko każdy dobry horror, ale każda powieść. Jeśli dodać, że wszystko podane zostało z niezwykłym, charakterystycznym dla Kinga kunsztem i łatwością, to musi się z tego wyłonić ocena bardzo dobra z plusem. Ocierająca się o celujący. Każdemu, kto nie zwiedzał jeszcze kanałów Derry, gorąco polecam tę literacką podróż all inclusive.

bottom of page