DOM NA PRZEKLĘTYM WZGÓRZU
Frederick Loren, to ekscentryczny milioner, który zaprasza do tytułowego „Domu na nawiedzonym wzgórzu” pięć nieznających się ze sobą osób na przyjęcie swojej czwartej żony. Wzajemne relacje pomiędzy małżonkami możemy najdelikatniej określić jako „dość chłodne”. Wydaje się, że zaproszonych do domu gości łączą zaś ze sobą wyłącznie problemy finansowe, dlatego każdy z nich za przetrwanie w domu nocy ma dostać o poranku następnego dnia 10 tysięcy dolarów. Nora, najmłodsza z zaproszonych do ostatniej chwili zastanawia się, czy uczestniczyć w tym zagadkowym przedsięwzięciu. Postanawia opuścić dom, ale jest już na to za późno. Drzwi zostają ostatecznie zablokowane, ich otwarcie nastąpi dopiero wraz z nadejściem świtu. Pan Frederick rozdaje wszystkim uczestnikom przyjęcia rewolwery, co by poczuli się bezpieczniej (czyżby na pewno po to?). Wspomnianej Norze, jako osobie najbardziej podatnej na uleganie histerii, jako pierwszej zaczynają się ukazywać nadnaturalne wydarzenia. Ilu gościom uda się doczekać świtu?
Film przeszedł do legendy chociażby z uwagi na barwną postać jego twórcy – Williama Castle i jego niezwykłych działań mających na celu promocję dzieła. Przed kinami, w których grano tytuł rozstawiano trumny, a nad widownią już w trakcie projekcji przelatywały szkielety, co można pooglądać na archiwalnych fotografiach. „Dom na nawiedzonym wzgórzu” to jeden z najbardziej przyzwoitych przedstawicieli kina grozy klasy „B”. Za niewielkie pieniądze udało się tu osiągnąć naprawdę sporo. Jest klimatycznie. Wnętrza domu, jego piwnice robią odpowiednie wrażenie. Jak na datę produkcji, mamy do czynienia z dość przyzwoitymi efektami specjalnymi. Przypuszczam, że przynajmniej jedna scena nawet w dzisiejszych czasach potrafiłaby wystraszyć mniej obyte z horrorem osoby. Bardzo dobra gra aktorów, na czele z Vincentem Price'm. Główna bohaterka (jeżeli możemy się pokusić o wskazanie takiej w filmie, może poprawniej byłoby powiedzieć, że jest to bohaterka, której najwięcej w filmie się przydarza) jest raczej najsłabszym ogniwem w obsadzie, ale być może tak właśnie z założenia miała wyglądać w koncepcji twórców postać histeryczki. Niezwykle urokliwa jest też ta specyficzna, leniwa narracja kina z lat 50 tych (a weźmy pod uwagę, że film trwa ledwie 75 minut!). Oto w jednej ze scen kilku panów rozmawia ze sobą. Kończą konwersację, powoli rozchodzą się do swoich pokoi. W kadrze zostaje tylko Vincent Price spokojnie dopalający papierosa. Kamera towarzyszy mu aż do chwili w której zagasi peta w popielniczce – rzecz całkowicie nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, kiedy na ekranie rządzi chaotyczny montaż rodem z MTV. Podoba mi się też dość archaiczne jak na dzisiejsze czasy, psychodeliczne udźwiękowienie. Krzyki, zawodzenia, jęki niewątpliwie dodają uroku tej klasycznej produkcji.
Film zawiera sporo błędów logicznych, częstokroć jedno nie wynika z drugiego, bądź co gorsza jedno przeczy drugiemu, które mimo to i tak następuje. Momentami filmowi zdecydowanie bliżej również do mrocznego kryminału rodem z powieści Agathy Christie wymieszanego z czarną komedią niż do rasowego horroru, ale i tak ogląda się go z przyjemnością. Dobry z plusem. Miłośnicy horroru to najsłynniejsze dzieło Williama Castle niewątpliwie obejrzą z wyrozumiałością dla niedostatków wynikających z wieku filmu. Ci zaś, którym nie w smak dzisiejsze kino grozy, jako zbyt dosłowne, zbyt niejednokrotnie obrzydliwe – mogą zaś obejrzeć bez obaw, że film dostarczy im nazbyt intensywnych przeżyć. Pozostali miłośnicy kina zaś mogą obejrzeć i czerpać z projekcji taką przyjemność, jaką kiedyś w weekendowe południa dawało im oglądanie filmów emitowanych w cyklach „W starym kinie”, czy „Perły z lamusa”.
Vincent Price (Frederick Loren); Carol Ohmart (Annabelle Loren); Richard Long (Lance Schroeder); Alan Marshal (Dr. David Trent); Carolyn Craig (Nora Manning); Elisha Cook Jr. (Watson Pritchard - jako Elisha Cook); Julie Mitchum (Ruth Bridgers); Leona Anderson (Mrs. Slydes); Howard Hoffman (Jonas); Skeleton (Himself - tacy dowcipnisie !).
Reżyseria: William Castle;
Scenariusz: Robb White;
Muzyka: Von Dexter;
Zdjęcia: Carl E. Guthrie.
USA, 1959, 75 min.
Produkcja: William Castle, Robb White / William Castle Productions, Allied Artists Pictures.