top of page

DZIEDZICTWO. HEREDITARY

       Przymierzając się do obejrzenia „Dziedzictwa” lepiej zbyt wiele o jego treści nie czytać. Ba! Najlepiej nie oglądać nawet żadnego trailera! Polski dystrybutor - Monolith opisuje ten film tak: Śmierć Ellen, seniorki rodziny Grahamów, nie mogła być dla nikogo zaskoczeniem. Natomiast to co nastąpiło po niej, dla wszystkich było szokiem. Rodzina Annie, córki Ellen, wkrótce po pogrzebie zaczyna doświadczać niepokojących zjawisk. Początkowo tłumaczy je sobie żałobą i przemęczeniem, ale wkrótce zdarzenia przybierają tak tragiczny i potworny obrót, że jasnym staje się, iż na rodzinie Grahamów ciąży mroczne dziedzictwo. Co takiego wydarzyło się w życiu Ellen, że teraz zapłacić musi za to jej rodzina? Odkrycie tej prawdy nikomu nie przyniesie spokoju…

       Mroczny dramat rodzinny, okultyzm, opętanie, troszkę ghost story (tyle tylko mogę powiedzieć, żeby nie zepsuć nikomu projekcji) – choć film porusza się w stronach nieobcych kinu grozy, to nie ma w nim za grosz wtórności. Mocno starałem się przypomnieć sobie tytuł jakiegoś filmu, który można by uznać za jednoznaczną inspirację do powstania „Dziedzictwa” i muszę przyznać, że nie udało mi się w zakamarkach pamięci znaleźć niczego. Ból, rozpacz i poczucie bezradności po utracie ukochanej osoby były choćby w znakomitych „Nie oglądaj się teraz” czy „Sierocińcu”. Okultystyczne klimaty znane są kinu co najmniej od czasów „Dziecka Rosemary”. Trochę podobnych wizualnie obrazków widzieliśmy natomiast przykładowo w „Wicker Manie” czy „Lords of Salem”. Powiedzieć jednak, że „Dziedzictwo” jest wzorowane na którymkolwiek z wyżej wymienionych tytułów to absolutne przekłamanie. „Dziedzictwo” jest inne. Naprawdę jetem pod głębokim wrażeniem tego, jak wbijający w fotel i trzymający w napięciu dramat psychologiczny przeradza się w pełnokrwisty horror. Następuje to w sposób wyważony, płynny, niemalże niezauważalny. Powyższe jest pewnie następstwem tego, że fabuła filmu została dopracowana w każdym detalu. To co w fazie początkowej filmu – dramacie – było ledwie dostrzegalnym szczegółem, w części „horrorowej” znajduje wytłumaczenie, dzięki któremu zdajemy sobie sprawę, że konwencja dramatu rodzinnego miała jedynie być mirażem odwracającym chwilowo naszą uwagę. Film ma rewelacyjny klimat. Od pierwszych minut budowana jest niesamowita, gęsta, ponura atmosfera. Wiemy, że zaraz wydarzy się coś złego, a później będzie jeszcze gorzej. Współczujemy bohaterom zdając sobie sprawę, że tak jak w antycznej tragedii ich los jest przesądzony. Autor zresztą dość bezpośrednio nawiązuje do greckiej sztuki i mitologii za pośrednictwem lekcji literatury, na które uczęszcza Peter – syn Grahamów. Brak możliwości jakiegokolwiek wpływu bohaterów na wydarzenia, w których uczestniczą symbolizować mają ponadto wszechobecne dioramy pieczołowicie wykonywane przez Annie. Tak jak rozkłada ona na dioramach figurki przedstawiające członków jej rodziny, tak samo jakaś tajemnicza siła sprawcza – fatum – rządzi życiem ich rzeczywistych, ludzkich odpowiedników. Relacje między członkami rodziny, narastający konflikt, rozpadające się więzi – wszystko ukazane zostało z sadystycznym wręcz realizmem. Ścisła końcówka filmu natomiast to prawdziwa jazda bez trzymanki. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że kilka ujęć zapisze się na trwałe w historii horroru, jak nie przymierzając finał balu studniówkowego z „Carrie”. Całość charakteryzuje się świetną narracją. Akcja poprowadzona jest w odpowiednim, niezbyt galopującym tempie, przywodzącym trochę na myśl przed chwilą wspomniane dzieło Briana De Palmy.

      Na sukces filmu oprócz klimatu, świetnej fabuły i sprawnego poprowadzenia akcji składa się jeszcze szereg innych czynników. Rewelacyjnie spisali się aktorzy. O Toni Colette już od czasów „Wesela Muriel” wiem, że aktorka to nieprzeciętna. Dodatkowo ma szczęście do horrorów, bo praktycznie każdy tytuł, w którym się pojawiła trzymał wysoki poziom („Dziedzictwo”, „Szósty zmysł”, „Krampus” - za wyjątek można uznać nieco gorszy „Postrach Nocy” w wersji z roku 2011). Warto zauważyć, że każda z tych kreacji była inna. W „Dziedzictwie” Toni jawi się po raz pierwszy jako niemalże klasyczna „Scream Queen” w stylu Jamie Lee Curtis czy Sheley Duvall. Znakomicie prezentuje się w roli rozbitej psychicznie, przygniecionej ciężarem okoliczności, w jakich się znalazła, dźwigającej tytułowe „dziedzictwo” po przodkach matki i żony. Naprawdę wielka rola. Gabriel Byrne dobrze spisuje się jako mąż Annie. Z pozoru zdystansowany, wyciszony, może nawet trochę przygaszony i zrezygnowany – w rzeczywistości zaś mężczyzna kochający rodzinę z całego serca, rozpaczliwie walczący o zachowanie tego, co jeszcze tę rodzinę spaja. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę są również (a może przede wszystkim) aktorzy młodszego pokolenia. Alex Wolff jest niesamowicie wiarygodny w roli znerwicowanego, pogrążonego w wyrzutach sumienia syna, który w obliczu wszystkich problemów, z jakimi się spotyka chce wciąż zachowywać pozory normalności – spotykać się z kolegami, umawiać z dziewczynami itp. Nie wiem z kolei jak bardzo musieli się namordować twórcy by znaleźć odtwórczynię roli Charlie – młodszej córki nieszczęsnej rodziny. Milly Shapiro budzi niepokój samą swą powierzchownością a z pozoru ubogi wachlarz gestów, min i zachowań jaki prezentuje składa się wraz z rzeczoną powierzchownością na kreację zapadającą mocno w pamięć, jakiej pewnie aktorka (mimo swego młodego wieku) raczej już nie powtórzy.

       Atmosferę filmu bardzo skutecznie budują muzyka i dźwięk, dające się mocno słyszeć już od pierwszych kadrów. Świetne są również zdjęcia autorstwa – co można z dumą podkreślić – naszego rodaka – Pawła Pogorzelskiego. Mamy tu trochę niesztampowych, często onirycznych ujęć, ciekawą grę światłem i cieniem oraz odpowiednio posępną kolorystykę. Choć film bazuje głównie na klimacie, mamy tu trochę widowiskowych i krwawych efektów specjalnych. I one stoją na najwyższym poziomie. Gnijące zwłoki, odcięte głowy, cieknąca strumieniami krew. Wszystko to serwowane jest widzowi bezpardonowo, w odpowiednio długich ujęciach, by nie przeoczył żadnego, pieczołowicie dopracowanego z detali. Na koniec można jeszcze pochwalić twórców, za „okultystyczną” stronę filmu. Nie zdradzając zbyt dużo z fabuły, należy powiedzieć, że widać, że napracowali się trochę przy „fachowej” literaturze i pozostali wierni źródłom. Minusów w tym filmie nie dostrzegam.

       Z całego serca polecam. Jest to jednak film dość specyficzny. Ponury, nie wlewający w serca widza zbyt wiele optymizmu. Trzeba go oglądać w odpowiedni sposób, dać mu się całkowicie pochłonąć. Nie jest to film, który trzeba oglądać kilka razy, żeby go zrozumieć. Wystarczy go obejrzeć raz, a uważnie. Jeżeli nie będziecie histerycznie rechotać każdorazowo, gdy na ekranie zobaczycie kawałek gołej dupy bądź niepotrzebnie kozaczyć przy każdej okrutniejszej scenie, to pewnie dacie radę poukładać wszystko w całość. Jak dla mnie chyba najlepszy horror, jaki widziałem w roku 2018 w kinie. Zostawiający w tyle zarówno „Ghostland” jak i „Quiet Place”. Ari Aster zadebiutował w pełnym metrażu w najlepszy z możliwych sposobów. Stworzył dzieło niezwykle odważne, bezkompromisowe. Stworzył rasowy horror bez dziesiątków jump scare'ów i bez asekurowania się głupkowatymi akcentami humorystycznymi. Po prostu horror. Im dłużej analizuję ten film w myślach, tym bardziej moja ocena dla niego idzie w górę. Niech żyje Król Paimon! Tfu, chciałem oczywiście napisać niech żyje Król Ari!

Toni Collette (Annie); Alex Wolff (Peter); Milly Shapiro (Charlie); Gabriel Byrne (Steve); Ann Dowd (Joan); Christy Summerhays (Nauczycielka Charlie); Morgan Lund (Pan Davis); Mallory Bechtel (Bridget); Jake Brown (Brendan); Brock McKinney (Aaron); Zachary Arthur (Chłopak w pokoju); Gabriel Monroe Eckert (Narkoman); Austin R. Grant (Narkoman); Heidi Méndez (Kobieta mówiąca po hiszpańsku); Harrison Nell (Uczeń); BriAnn Rachele (Uczennica); Moises L. Tovar (Tłumacz); Jarrod Phillips (Lider grupy wsparcia); David Stanley (mężczyzna); Bus Riley (Nauczyciel); Mark Blockovich (Członek grupy wsparcia); John Forker (Uczestnik pogrzebu); Rachelle Hardy (Członkini sekty); Marilyn Miller (Kobieta na drzewie); Jason Miyagi (Szkolny imprezowicz); Shane Morrisun (Członek sekty); A.J. Moss (Uczeń); Georgia Puckett (Uczennica); Travis Sanchez (Szkolny imprezowicz); Lorenzo Silva (Skater).

Reżyseria: Ari Aster;

Scenariusz: Ari Aster;  

Muzyka: Colin Stetson;

Zdjęcia: Pawel Pogorzelski.

USA 2018, 127 min.

Produkcja: Kevin Scott Frakes, Lars Knudsen, Scott E. Chester, Jonathan Gardner, Buddy Patrick, William Kay, Beau Ferris, Brandon Tamburri, Jeffrey Penman, Ryan Kreston, Tyler Campellone, Gabriel Byrne, Toni Colette / PalmStar Media, A24

bottom of page