top of page

UPIORNA OPOWIEŚĆ

AUTOR: Peter Straub

I WYDANIE ORYGINALNE:

1979, Coward Mc Cann & Geoghegan,  483 str., oprawa twarda

 

 

I WYDANIE POLSKIE:

1993, Rebis, Poznań, 592 str., oprawa miękka;

Tłumaczenie: Irena Ciechanowska - Sudymont, Jan S. Zaus

Recenzowane wydanie: 

jak wyżej

 

     

       

    

 Jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłeś?

Tego ci nie powiem, ale opowiem ci o najgorszej rzeczy,

która wydarzyła mi się … o najstraszniej rzeczy...

 

     W niewielkim miasteczku Milburn poznajemy grupę wysoko sytuowanych, starszych panów, którzy sami siebie nazywają „Stowarzyszeniem Chowder”. Podczas jednego z przyjęć w nie do końca dających się wytłumaczyć okolicznościach umiera jeden z jego członków. Po tym wydarzeniu pozostali panowie nadal się spotykają, opowiadają sobie upiorne historie, jednakże każdego z nich zaczynają prześladować coraz gorsze koszmary senne. Zdaje się, że są one powiązane ze śmiercią ich kolegi. Kolegialnie zostaje podjęta decyzja o zaproszeniu do Milburn Dona Wanderleya – bratanka zmarłego Edwarda- pisarza literatury grozy, w którym – ze względu właśnie na wykonywany fach – panowie upatrują rozwiązania dla dręczących ich koszmarów. Ale nie tylko Don przyjedzie do Milburn. Mniej więcej w tym samym czasie w miasteczku zjawi się również młoda kobieta, która przedstawi się jako krewna osoby, z którą związany jest sekret stowarzyszenia Chowder sprzed bardzo wielu lat. Jednocześnie nad Milburn nadciągnie bardzo sroga zima. Ilu z członków stowarzyszenia starszych dżentelmenów da radę dotrwać do wiosny dowiecie się z tej niesamowitej powieści.

 

      Pierwsze polskie wydanie „Upiornej opowieści” do niedawna osiągało dość astronomiczne (zwłaszcza zważywszy na jego jakość) ceny na rozmaitych portalach aukcyjnych. Ja wszedłem w jego posiadanie w dość szczęśliwy sposób kupując je w śmiesznej cenie wraz z workiem innych horrorów od emerytowanego nauczyciela, który w czasach aktywności zawodowej konfiskował je tym ze swoich uczniów, którzy oddając się pod ławką zakazanej lekturze, nie uważali na lekcjach. Po raz pierwszy zatem przeczytałem powieść na długo przed tym, jak ku uciesze fanów horroru, na nowo wydało ją wydawnictwo Vesper. Przy okazji tego wznowienia postanowiłem odświeżyć sobie pamięć. O ile po przeczytaniu „Upiornej opowieści” po raz pierwszy naprawdę zastanawiałem się, czy oto nie przeczytałem najlepszego horroru w życiu, o tyle po ponownej lekturze (i przeczytaniu w międzyczasie pewnie kilkuset innych horrorów) mój entuzjazm był nieco mniejszy. Żeby jednak rozwiać od razu wszelkie wątpliwości – nadal uważam „Upiorną opowieść” za dzieło wybitne, absolutny top wszech czasów wśród literatury grozy.

      Peter Straub posiadł przepis na powieść, która trafi w gust prawie każdego czytelnika.

      Po pierwsze – wymieszał dostojny styl charakteryzujący klasyczną, XIX- wieczną powieść gotycką z tym co najlepsze w stylu współczesnej literatury grozy. Mieszanka stylów nie kończy się na tym, gdyż dla przykładu momentami powieść czyta się jak reportaż z wydarzeń, które miały miejsce w wyimaginowanej miejscowości. Autor nie wstydził się czerpać z najlepszych wzorców, o czym mówił bez ogródek: „Naprawdę pragnąłem stworzyć coś większego niż dotychczas. Chciałem, aby ta książka miała znacznie większą skalę. Miasteczko Salem pokazało mi jak to zrobić, nie gubiąc się w gąszczu drugoplanowych postaci”. Gwoli sprawiedliwości wspominał zresztą, że jego dzieło jest po trosze pokłosiem wszystkich dzieł z literatury grozy, jakie kiedykolwiek przeczytał.

      Po drugie – zaserwował czytelnikowi cały wachlarz horrorowych motywów – od upiorów i duchów, poprzez zombie, wilkołaki i iście lovecraftowskich „przedwiecznych”, po „Inwazję pożeraczy ciał”.

      Idąc dalej – zadbał o to, by praktycznie każdy mógł się utożsamiać z głównymi bohaterami. Wszyscy prawi, podejmujący prawie same same słuszne decyzje. I cóż tego, że w większości mocno leciwi, skoro mający za sobą tak wspaniałe i dostatnie życie? Ricky Hawthorne zresztą do chwili obecnej ma żonę, która bez problemu łamie serca nawet kilkadziesiąt lat młodszych od siebie mężczyzn. Lewis Benedict dla odmiany, choć tylko trochę młodszy od Ricky’ego i reszty członków stowarzyszenia to wciąż facet, za którym biegają nastolatki. Któż nie chciałby dożyć takiej starości?

      Równie ważne jak bohaterowie są w przypadku „Upiornej opowieści” lokalizacja i klimat. Milburn w niczym nie ustępuje kingowskim Derry czy Castle Rock. Naprawdę widać tu inspirację Kingiem. Ilekroć mowa była o domu, w którym zalęgła się Alma wraz ze swoją bandą, przypominał mi się dom Marstenów z „Miasteczka Salem”. Milburn to miasto z historią. Historią, której autor nie waha się nam opowiedzieć. Poraża ilość detali, jakimi nas zasypuje. Kancelaria Hawthorne’a i James’a, kino „Rialto”, most, położona na odludziu rezydencja Lewis’a Benedicta i wiele innych – to miejsca, zapadające w trakcie lektury w pamięć. Jak każde niewielkiej wielkości miasteczko, jest to miejsce, w którym wszyscy się znają. Ci nieliczni, którzy tu pozostali i odnieśli sukces, są obiektem zazdrości pozostałych. Młodzi wyjeżdżają na studia i raczej tu nie wracają. W tym momencie zauważyć też trzeba, że wyłącznie na oklaski zasługuje sposób w jaki autor przedstawia niezwykle licznych bohaterów drugiego i następnych planów. Na tle tak zarysowanych miejsca i społeczności Straub buduje niesamowity nastrój grozy i odosobnienia, kiedy Milburn dosięga ekstremalnie sroga zima odcinając mieścinę od świata zewnętrznego.

      Straub perfekcyjnie wykorzystał również wszelkie możliwości, jakie stworzyła mu szkatułkowa konstrukcja jego powieści. Opowiadania snute przez poszczególnych bohaterów to precyzyjnie doszlifowane diamenciki, które pozwoliły chociażby na wielowymiarowe i precyzyjne sportretowanie figur głównych powieściowych antagonistów. Anna/Alma/Ann/Angie i bracia Bates to zresztą kolejny wielki atut powieści.

      Gdzie zatem nie spojrzeć to tylko moje plusy i zachwyty. Pewnie zatem czas zmierzać do zakończenia tej pieśni pochwalnej. A czy „Upiorna opowieść” ma jakieś minusy? A no pewnie dałoby się jakieś odnaleźć. Można powiedzieć, że sama ścisła końcówka nieco rozczarowuje. Generalnie jednak jest to wielowymiarowa (w przeciwieństwie do ekranizacji), wielowątkowa, epicka powieść, którą polecić mogę każdemu, kto choćby przez moment zawaha się nad tym, czy po nią sięgnąć. Absolutny klasyk, absolutny top.

bottom of page