ZŁODZIEJ DUSZ
AUTOR: Graham Masterton
I WYDANIE ORYGINALNE:
2010, Severn, London, U.K., 192 str.
I WYDANIE POLSKIE:
2011, Albatros, Oprawa miękka, 272 str.
TŁUMACZENIE:
Jędrzej Ilukowicz
Recenzowane Wydanie: Jak Wyżej
Wedle informacji z okładki Jim Rook to nauczyciel angielskiego w klasie specjalnej West Grove Community College w Los Angeles. Jim obdarzony jest niezwykłym darem – widzi duchy i demony. Jest on też bohaterem ośmiu już powieści Mastertona składających się na cykl „Rook”. „Złodziej dusz” (polski tytuł jak zwykle świadczy o sporej inwencji tłumacza, jednak oryginalny: „Demon's Door” znacznie lepiej oddaje wydarzenia z książki) to pierwsza książka z tego cyklu, jaka dostała się w moje ręce. Moje wrażenia po pierwszym spotkaniu z Rookiem są raczej pozytywne.
W tej części przygód Jim szykuje się do rozpoczęcia kolejnego semestru w szkole. Jadąc do pracy przypadkowo rozjeżdża swojego kota (który w poprzednich częściach cyklu podobno był kotką, ale Masterton nie zwykł przejmować się takimi pierdółkami). Rook nie jest zachwycony, ale cóż- zdarza się, a do roboty i tak trzeba jechać. Na miejscu okazuje się, że jeden z nowych uczniów Jima – Koreańczyk Kim Dong Wook wręcza nauczycielowi kosz, wewnątrz którego znajduje się... dopiero co przecież rozjechany kot. Chłopak w bardzo lakoniczny sposób wyjaśnia, że to prezent od Kwisin. Od tej pory zaczynają mieć miejsce kolejne niewyjaśnione i przerażające zdarzenia. Jedna z uczennic Jima w nieznanych okolicznościach wpada pod ostrza kosiarki a samego Jima zaczynają prześladować wizje odległej przyszłości, w której będzie już zniedołężniałym starcem oraz budząca grozę postać kobiety zmieniającej się w lisa. A to dopiero początek.
Encyklopedycznie rzecz biorąc Kwisin to w mitologii koreańskiej wędrujący demon lub duch, którego można spotkać na rozmaitych drogach, duktach czy traktach. Masterton uczynił z niego demona, będącego onegdaj kobietą, która zmarła niepoślubiona. Jak zwykle potraktował więc wątki o mitycznych bądź legendarnych źródłach dość luźno, do czego ma oczywiście jako autor jak najbardziej prawo – tym bardziej, że tym razem wyszło mu naprawdę przyzwoite dzieło. Czyta się je szybko, łatwo i przyjemnie. Brak jest typowego dla tego autora schematyzmu, o którym wielokrotnie mówiłem przy okazji innych jego dzieł. Są oczywiście pewne nieścisłości, niejasności, błędy logiczne czy kurioza (szczególnie spodobał mi się ten tekst: „W sali gimnastycznej było mrocznawo. Dunstan jeszcze nie wrócił do pracy i nie włączył oświetlenia” - niby nic takiego, ale czy naprawdę trzeba pisać, że „jeszcze” nie wrócił do pracy skoro ledwie dzień wcześniej wydłubano mu oko?), ale nie rzutują jakoś bardzo na obraz całości. Postać głównego bohatera dość fajnie skonstruowana, choć co ciekawe – w poprzednich częściach Jim Rook miał podobno całkowicie odmienne cechy charakteru. Przeczytam, to wypowiem się szerzej w tej kwestii. W tej części w każdym razie mamy w każdym razie do czynienia z dość cynicznym, twardo stąpającym po ziemi i chyba nieco wypalonym zawodowo nauczycielem. Poza Jimem reszta postaci jest w zasadzie ledwie zarysowana. Mamy też dość niezgrabnie zawiązany wątek miłosny. Kwisin – główne straszydło z książki pomyślane zostało przyzwoicie. Perypetie bohatera związane z wizjami przyszłości – momentami intrygujące. Całość napisana dość ładnym językiem. Reasumując – przyzwoite czytadło, potrafiące wciągnąć, idealnie nadające się do oderwania myśli od jakiś poważniejszych spraw. Niezbyt długie przez co nie dające szans na znużenie. Dobry.





