top of page

MROCZNA WIEŻA V: WILKI Z CALLA

AUTOR: Stephen King

I WYDANIE ORYGINALNE:

2003, Grant, Hampton Falls, U.S., 714 str.

 

 

 

 

I WYDANIE POLSKIE:

2004, Albatros, Oprawa miękka, 734 str.

TŁUMACZENIE: Zbigniew A. Królicki

RECENZOWANE WYDANIE:

2015, Albatros, Warszawa Oprawa Twarda, 704 str.,

TŁUACZENIE: Zbigniew A. Królicki

 

 

     

       

Idziemy razem
Nas nie pokona nikt
Przed wilczym stadem
Już opór wszelki znikł

Hejże wilki, hejże hola
Litości niechaj nie zna brat
Tu silne szczęki, silna wola
I zdobędziemy cały świat.
Idziemy stadem
Na świat nasz pada cień,
Wilczą gromadę dziś czeka wielki dzień

(„Marsz Wilków”, wyk.: TSA,

tekst: Krzysztof Gradowski)

 

      Nie pytam, czy kojarzycie scenę z pierwszej części filmowej „Akademii Pana Kleksa”, w której rozbrzmiewała wyżej zacytowana piosenka - bo kojarzycie ją na pewno. Piosenkę tę przywołałem tutaj nie bez przyczyny, bo po po pierwsze – jej tematyka zbieżna jest z tematyką omawianej książki, a po drugie kojarzy się z dzieciństwem. A lektura pierwszych kilkudziesięciu stron „Wilków z Calla” daje właśnie nadzieję na spełnienie marzeń małego chłopca. Oto bowiem „Siedmiu wspaniałych” przybywa do zapomnianego przez Boga miasteczka celem ochrony jego uciśnionych mieszkańców przed stworami przypominającymi wilkołaki. Jako, że nadzieja umiera ostatnia, przez jeszcze kilkaset stron podtrzymujemy ją przy życiu, by ostatecznie przekonać się jak bardzo była płonna. Ale po kolei...

       „Do miasteczka na pograniczu, Calla Bryn Sturgis, regularnie co dwadzieścia lat przybywają Wilki (a w zasadzie nieznane postacie w wilczych maskach i zielonych płaszczach, wszystkie dosiadające jednakowych, szarych koni i uzbrojone po zęby w bardzo zaawansowaną technologicznie broń) z krainy zwanej Jądrem Gromu. Napadają na mieszkańców i porywają ich potomstwo (część potomstwa). Poddane złowrogim rytuałom dzieci wracają do domów jako upośledzone umysłowo istoty – pokury. Zrozpaczeni ludzie zwracają się o pomoc do Rolanda z Gilead i jego towarzyszy. Przerywając poszukiwania Mrocznej Wieży, rewolwerowiec postanawia stawić czoło napastnikom, nie wiedząc, że od wyniku tego starcia zależą losy Świata Pośredniego (na postawie opisu z okładki polskiego wydawcy Wydawnictwa „Albatros”)”.

      Początek jest naprawdę obiecujący. Potem akcja mocno zwalnia i jest dużo, naprawdę bardzo dużo zbytecznej gadaniny. Podróże do Nowego Jorku z lat 70- tych, czy dzieje życia ojca Callahana momentami skutecznie burzą napięcie i totalnie zakłócają tempo opowieści. Zwłaszcza w tym drugim przypadku nieco dziwię się swojej reakcji, gdyż „Miasteczko Salem”, którego bohaterem był Callahan przeczytałem jednym tchem i w gruncie rzeczy powinienem być zainteresowany jego dalszymi losami. Jakoś jednak opowieść o jego losach (w zaproponowanych przez Kinga dawkach) nie pasuje mi do tej części „Mrocznej Wieży”. O ile bodaj największym atutem książki jest jej pierwszych kilkadziesiąt stron (być może bardziej precyzyjnie wyrażę się, jeżeli powiem, że ogólny zamysł), o tyle jej zakończenie jest jej bardzo słabą stroną. Wyczekiwane przez ponad 600 stron tekstu nadejście wilków kończy się szybkim „szast – prast” zupełnie nieodpowiadającym kunsztowi Kinga. Nie na to czekałem. Czuję się mocno zawiedziony. Dużo osób zarzuca też książce zbyt wiele osobistych wycieczek autora (liczby 19 i 99 związane z jego wypadkiem i te sprawy). No ja tego jakoś szczególnie nie odczuwam, zwłaszcza że liczba 19 towarzyszy bohaterom „Mrocznej Wieży” już od pierwszego tomu. Niemniej jednak symbolizm związany z tymi liczbami jest w tym tomie dla mnie cokolwiek niezrozumiały. A czy poza obiecującym początkiem i samym pomysłem (western! Western!) jest coś jeszcze zasługującego na pochwałę? No jest. Na pewno styl. Bo gdyby powieść była napisana mniej potoczyście to ciężko byłoby przebrnąć przez dystans siedmiuset stron. Bardzo ciekawa jest cała historia pokurów. To w jakim stanie powracają z niewoli u wilków porwane dzieci, ich stan i ich dalsze, przerażające losy czyta się naprawdę z dużym zaciekawieniem. Ciekawe rzeczy rozgrywać się będą znów w umyśle Susannah. Bardzo przyzwoicie sportretowane są też niektóre z osób zamieszkujących wioskę. Z niecierpliwością czkałem jak zakończą się przykładowo losy starego Slightmana – bodaj najbardziej tragicznej postaci w książce, jednakże rozczarowująca końcówka w brutalny sposób ucina ciekawie prowadzone dotąd wątki.

      Ten tom w zasadzie jakoś bardzo nie odbiega poziomem od poprzednich. Jest jednak dla mnie zdecydowanie najbardziej rozczarowującym. Obiecywałem sobie po nim wiele więcej (stąd ocena trochę niższa niż w przypadku poprzednich części).

bottom of page