MROCZNA WIEŻA III: ZIEMIE JAŁOWE
AUTOR: Stephen King
I WYDANIE ORYGINALNE:
1991, Grant, Hampton Falls, U.S., 514 str.
I WYDANIE POLSKIE:
2002, Albatros, Oprawa miękka, 558 str.
TŁUMACZENIE: Zbigniew A. Królicki
RECENZOWANE WYDANIE:
2016, Albatros, Warszawa Oprawa Twarda, 560 str.,
TŁUACZENIE: Zbigniew A. Królicki
Ratując w „Powołaniu trójki” Jake'a przed wpadnięciem pod koła samochodu Roland stwarza paradoks czasowy. Przez paradoks ten na granicy obłędu znajdują się zarówno Jake (który w „naszym świecie”, nękany przez upiorne wizje wegetuje nie wiedząc czy żyje, czy faktycznie został zabity), jak i Roland (nieustannie zachodzący w głowę, czy rzeczywiście kiedykolwiek spotkał chłopaka w „swoim świecie”). Ta patowa sytuacja zostaje rozwiązana, kiedy po wielu perturbacjach do Rolanda, Eddie'go i Susannah uda się wreszcie dołączyć Jake'owi. Teraz, już czwórka bohaterów, podążać będzie ścieżką promienia (jak się dowiadujemy - istnieje 6 promieni łączących 12 portali wyznaczających granice „świata pośredniego” - w miejscu ich przecięcia, ma się wedle Rolanda znajdować mroczna wieża). Wkrótce dołącza do nich „Ej” - bo tak nazywają wdzięcznego billy bumplera (potrafiące powtarzać pojedyncze ludzkie słowa stworzonko będące swoistą mieszanką psa i szopa), który przyczepił się do Jake'a. W tym składzie zbliżają się do Lud – wielkiego niegdyś miasta przypominającego trochę Nowy Jork, znajdującego się na szlaku promienia. Tam stawią czoła nie tylko dwóm skonfliktowanym ze sobą frakcjom i zmutowanym stworzeniom, ale przede wszystkim sztucznej inteligencji sterującej superszybkim pociągiem o nazwie „Blaine Mono”.
Dla kogoś, kto nie czytał poprzednich części, ten opis będzie wydawał się nieźle popieprzony, ale ufam jednak, że nikt nie zacznie przygody z „Mroczną wieżą” dopiero od trzeciego tomu. Pierwsza część tej odsłony cyklu nieco mnie rozczarowała. Jest trochę nudna, wolno się rozkręca, momentami jest niezrozumiała i zbyt wiele w niej symboli (róża, klucz itp.). Chociaż patrząc na to z drugiej strony – pewnie troszkę taka miała z założenia być, wszak opisuje cierpienia psychiczne Rolanda i Jake'a. Fikcja zatem musi mieszać się z rzeczywistością, a jawa ze snem. Z pewnością miłym akcentem występującym w tej części lektury jest „Charlie Puf – Puf”, który narobił ostatnio sporo zamieszania, kiedy został wydany jako osobna książka (autorstwa tajemniczej Beryl Evans) przy okazji promocji filmowej „Mrocznej wieży” (nawiasem mówiąc – w „Ziemiach jałowych” jasno jest powiedziane, że Roland wygląda niemalże jak Clint Eastwood żywcem wyjęty z plakatu do westernu Sergio Leone – wrrr !!!).
Odkąd Jake ponownie spotyka się z Rolandem, poznając przy okazji resztę ekipy składającej się na jego „ka- tet”, akcja nabiera rumieńców. Jest naprawdę epicko, jest postapokaliptycznie, jest westernowo. Wreszcie można też zrozumieć skąd wzięły się porównania cyklu do trylogii Tolkiena. Im bliżej końca, tym akcja nabiera coraz większego (dosłownie) tempa. Koniec pozostawia spory niedosyt, ale na szczęście obecnie nie jesteśmy zmuszeni do czekania kilku lat na premierę kolejnego tomu cyklu, tylko możemy po niego sięgnąć niemal natychmiast po zakończeniu lektury tomu trzeciego - co też i ja uczyniłem.
„Ziemie jałowe” oceniam zaś na dobry z plusem . Byłoby wyżej, gdyby nie do końca trafiający w mój gust , dość długi i wolno rozkręcający się początek tej części cyklu.