top of page

MROCZNA WIEŻA: ROLAND

AUTOR: Stephen King

I WYDANIE ORYGINALNE:

1982, Grant, Hampton Falls, U.S., 224 str.

 

 

 

 

I WYDANIE POLSKIE:

2002, Albatros, Oprawa miękka, 256 str.

TŁUMACZENIE: Andrzej Szulc

RECENZOWANE WYDANIE:

2016, Albatros, Warszawa Oprawa Twarda, 320 str.,

TŁUACZENIE: Andrzej Szulc (Roland), Danuta Górska (Siostrzyczki z Elurii)

 

 

     

       

     „Na jałowej ziemi przypominającej planetę po apokaliptycznej zagładzie pozostały tylko ślady dawnej cywilizacji. Roland Deschain, ostatni z dumnego klanu rewolwerowców, przemierza ten złowrogi, zamieszkany przez mutanty, demony i wampiry świat, śigając człowieka w czerni. Wierzy, że ten posiadł tajemnicę Mrocznej Wieży – centrum wszystkich światów, miejsca, w którym być może uda się rozwiązać zagadkę czasu i przestrzeni i odkryć tajemnicę istnienia” (opis polskiego wydawcy- wydawnictwa „Albatros”).

      Do „Mrocznej wieży” zabierałem się trochę jak pies do jeża. Początek mojej przygody z Rolandem przypominał nieco pierwsze kroki, jako młodziutkiego chłopca z serią Thorgal. Chociaż byłem zafascynowany skandynawską mitologią i historiami o dzielnych wikingach, długo nie mogłem się przekonać do tego, że w ten mroźny klimat można wpleść bardzo liczne wątki fantasy, a nawet science-fiction. Odstraszało mnie to jednak jedynie dotąd, dokąd nie zacząłem czytać. Teraz było podobnie. Długo opierałem się przed cyklem łączącym moje dwa ukochane gatunki: horror i western. Nawet to, że cykl był autorstwa jednego z moich ulubionych pisarzy, który uważa go za dzieło swojego życia, nie sprawiało, że przestawałem myśleć, że całość jest na pewno spieprzona przez dodanie do tego wszystkiego jakiegoś bliżej niedookreślonego postapokaliptycznego fantasy. Kiedy jednak zacząłem już lekturę, wydaje się (bo cóż można powiedzieć na pewno po przeczytaniu jednego tomu), że przepadłem podobnie jak około dwadzieścia lat temu po przeczytaniu pierwszego „Thorgala”. Historia zatoczyła koło. Apropos zresztą mojego porównania „Mrocznej wieży” z „Thorgalem” jeszcze jedno spostrzeżenie. Jak wskazałem wyżej w „metryczce książki” wydanie, jakie miałem w rękach ukazało się nakładem wydawnictwa „Albatros” w 2015 r. Jako pierwsza polska edycja zawiera ono opowiadanie „Siostrzyczki z Elurii”. Niech ktoś z Was, któremu nieobce są obie w/w serie powie mi, że opowiadanie to nie przypomina mu krótkiej historii „Grota raj” dopełniającej pierwszy album z przygodami Thorgala ! Jeżeli się taki znajdzie – i tak mu nie uwierzę.

      Elementów horroru trochę tutaj mamy. Chociażby „powolne mutanty”, wskrzeszeni zmarli, wampiry z dołączonego opowiadania czy mocna scena z wypadkiem samochodowym – dość mocna biorąc pod uwagę standardy Kinga. Elementów westernu mamy nawet więcej. Niezwykle soczyste są natomiast sceny, w których jeden i drugi gatunek krzyżują się ze sobą (vide rozprawa rewolwerowca z mieszkańcami Tull). Jest też dużo tajemnicy. Kim jest Roland? Kim jest człowiek w czerni? Czym tak naprawdę jest Mroczna Wieża? Akcja toczy się w miarę wartko. Nie ma mowy o dłużyznach, zbędnym przedstawianiu postaci i tym podobnym niedogodnościom. To natomiast, czego już zdołamy się dowiedzieć o historii postaci czytamy jednym tchem. Same zaś postacie są rozpisane w bardzo ciekawy sposób. Ani jedna nie jest postacią krystalicznie czystą. Bardzo przypadło mi do gustu obszerne słowo od autora – poczułem się jako czytelnik dowartościowany. Ponadto po jego przeczytaniu mam przeświadczenie graniczące z pewnością, ze autor pisze ni tylko dla pieniędzy (a nawet jeśli by tak było to co z tego? Skoro pisze znakomicie...). „Roland” jest lekturą naprawdę lekką i przyjemną.

      Wszystko to co napisałem powyżej zdaje się chyba zmierzać ku temu, by wystawić książce dobrą opinię. A wiecie co w tym wszystkim najlepsze? To, że kolejne tomy „Mrocznej wieży” są podobno tylko lepsze. Ale pożyjemy, przeczytamy to i zobaczymy.

bottom of page