top of page

ROK WILKOŁAKA

AUTOR: Stephen King

I WYDANIE ORYGINALNE:

1983, Land of the enchantment, Plymouth, USA

 

 

 

I WYDANIE POLSKIE:

2004, Prószyński i S-ka, Warszawa, Oprawa Miękka, 140 str.

TŁUMACZENIE:

Paulina Braiter

RECENZOWANE WYDANIE:

Wyd. III, Albatros, Warszawa, 2015, TŁum. Paulina Braiter, 144 str., Oprawa miękka

     

       

     „Rok wilkołaka” to bardzo nietypowa pozycja w dorobku Stephena Kinga. Skonstruowana została w oparciu o kalendarz. Być może dlatego, że King miał początkowo za zadanie sklecić po parę słów na każdy miesiąc właśnie na potrzeby wydawanego kalendarza. Wydawcy coś tam jednak nie zagrało, a Kingowi żal było marnować wytworzonego materiału, dlatego postanowił go nieco rozszerzyć i tak powstało opisywane dzieło. I tak: każdy kolejny miesiąc to kolejny rozdział, kolejna pełnia księżyca i kolejny atak wilkołaka (bo „gatunek” atakującego nie jest zbyt długo ukrywany) na mieszkańców spokojnej dotychczas mieścinki Tarker Mills położonej – a jakże! - w Maine. Pierwszą osobą, której uda się wyjść cało z konfrontacji z potworem jest dziesięcioletni chłopiec poruszający się na wózku inwalidzkim, któremu udaje się ponadto zranić bestię, co okaże się niezwykle istotne dla późniejszego ustalenia który z mieszkańców Tarker Mills się w nią przemienia...

     Rzecz absolutnie nieporównywalna z innymi dziełami Kinga. Objętościowo krótsza nawet od zdecydowanej większości jego opowiadań (od niektórych kilka a nawet kilkanastokrotnie!). Ni to powieść, ni opowiadanie. Mi osobiście najbardziej przypomina chyba reportaż – King na chłodno relacjonuje wydarzenia, praktycznie ich nie oceniając. Postacie przedstawione zostały albo bardzo zdawkowo (ten jest kaleką, ten bije żonę) albo wcale. Jest to w zasadzie zbiór makabresek luźno powiązanych ze sobą miejscem rozgrywania akcji oraz samym potworem. Niewątpliwym atutem książki są fantastyczne ilustracje Berniego Wrightsona stanowiące całe szczęście integralną część każdego znanego mi wydania książki. Wszystko sprawia wrażenie jakby jedynie zarysowanego, liźniętego jedynie. O przedstawianej historii nie można również powiedzieć, żeby była zanadto oryginalna.

     Sam King rozwinął wątki ze swego dziełka w dwa lata później, pisząc scenariusz do filmu „Srebrna kula”. I chyba jest to ta jedna z nielicznych sytuacji, gdy film jest bardziej godny polecenia niż jego literacki pierwowzór (w tym wypadku określenie nieco naciągane – może bardziej adekwatnym byłoby nazwanie książeczki „zalążkiem scenariusza”), ale to już temat na inną okazję. „Rok wilkołaka” oceniam natomiast na „dobry minus” - naciągnięty z uwagi na urokliwe ilustracje. Bardziej ciekawostka niż konieczna do przeczytania pozycja w dorobku Kinga. Z uwagi jednak na to, że można ją przeczytać w mgnieniu oka – warto się z tą ciekawostką zapoznać.

 

bottom of page