ZEW KRABÓW
AUTOR: Guy N. Smith
I WYDANIE ORYGINALNE:
1984, New English Library, London, GBR
I WYDANIE POLSKIE:
1991, Phantom Press International, Gdańsk, Oprawa miękka, 248 str.
TŁUMACZENIE:
Bolesław Pilecki
RECENZOWANE WYDANIE:
Jak wyżej
„Naiwna wiara w lepszą przyszłość pozwala ludziom zapomnieć o koszmarnym ataku krwiożerczych krabów. Plaże znów są pełne uśmiechniętych, pięknych kobiet i mężczyzn. Nie wiedzą jednak, ze bestie odpoczywają tylko przygotowując się do następnego polowania...”
„Latem 1976 roku gigantyczne kraby zaatakowały wybrzeże walijskie. Część tej historii opowiedziana została w „Nocy krabów”; ta książka jest jej kontynuacją”.
Po zapoznaniu się z powyżej przytoczonymi: notatką na tylnej okładce książki oraz krótką dedykacją (przedmową, czy cholera wie jak to nazwać) opracowaną przez autora, a także biorąc pod uwagę wszelkie prawa logiki (w tym jedno z najbardziej fundamentalnych, zgodnie z którym druga część cyklu jest częścią następującą po pierwszej), miałem stuprocentową pewność, że biorąc do ręki wydany nakładem Phantom Press II tom cyklu „Kraby” zatytułowany „Zew krabów”, sięgam po kontynuację „Nocy krabów”.
Dlatego też po lekturze kilkudziesięciu stron powieści na usta nasunęło się pytanie: „o co tu kurna chodzi?”. Oto bowiem mamy do czynienia z tymi samymi wydarzeniami, które rozgrywały się w „Nocy krabów”. Uśmierceni zostają między innymi Ian Wright wraz ze swą dziewczyną Julie oraz załoga zepchniętego w morskie otchłanie czołgu. O innych wydarzeniach znanych nam z lektury domniemanej poprzedniej części dowiadujemy się natomiast jako o wydarzeniach sprzed paru chwil (śmierć nieodżałowanego „Bartołomiewa”tu występującego już pod normalnym imieniem Bartłomiej). Wreszcie główny bohater „Nocy krabów” - Cliff Davenport zachowuje się jak człowiek, dla którego temat krabiej inwazji jest kompletną nowością a nie jak człowiek, który znalazł w poprzednim tomie rozwiązanie dla tego problemu.
Nie wiemy zatem z czym mamy do czynienia. Na pewno nie jest to kontynuacja „Nocy krabów”, lecz co najwyżej jej remake, tudzież uzupełnienie bądź ukazanie historii z innej perspektywy. Pewne możliwości interpretacyjne – traktowania książki jako prequela „Nocy krabów”- daje również „Nota autora” zamieszczona jeszcze przed wspomnianą na początku „dedykacją”, zgodnie z którą „po ataku na Blue Ocean gigantyczne kraby zaatakowały Barmouth, gdzie zniszczyły wiadukt nad ujściem rzeki i spowodowały śmierć wielu ludzi. Ostatecznie pokonał je profesor Cliff Davenport, który przeciwstawił ich monstrualnej sile i przebiegłości swój intelekt i i uwolnił wybrzeże walijskie od niebezpieczeństwa. Ta historia opowiedziana została w „Nocy krabów””.
Jakkolwiek by nie było – znowu wyszło słabo – wręcz bardzo źle. Niby polskie tłumaczenie jest tu nieco lepsze niż w „Nocy krabów” a i sposób narracji znacznie mniej infantylny, to jednak książka jest nudna jak flaki z olejem. Nie wciąga, czyta się ją jakby za karę, nawet krabów jest jakby mniej, a jak już się pojawiają i atakują, to są w swych atakach do bólu schematyczne (i wydają przy tym absurdalne dźwięki „klik-klak, kliketty-klak!”- czy jakoś tak). Miałem plan, żeby „łyknąć” wszystkie sześć części cyklu naraz, jednakże po lekturze „Zewu krabów” wymiękłem... Potrzebuję przerwy. Zamiast po kolejne „Kleszcze śmierci”, sięgnąłem po cokolwiek innego, co miałem pod ręką (wypadło na Cejrowskiego, którego pewnie nie ruszyłbym w normalnych warunkach). W przypadku I tomu cyklu nie wystawiłem najniższej oceny... Tym razem robię to z czystym sumieniem.