top of page

NOCNE ISTOTY

    

       Dziwne rzeczy dzieją się w jednej z dzielnic Buenos Aires. Pewna kobieta słyszy przerażające, grożące jej głosy dobiegające z rur i ścian jej mieszkania. Jej mąż rusza zatem z wizytą do sąsiada. W sypialni tegoż sąsiada z kolei czai się odrażająca istota. Pobliski dom staje się z kolei miejscem wizyty upiornego gościa z cmentarza. Istny karnawał makabreski. Wszystkie te wydarzenia pozostają w niewytłumaczalny sposób splątane ze sobą. Za rozwiązanie tej zagadki wezmą się policjanci i eksperci od zjawisk nadprzyrodzonych.

       Argentyna to kraj znany w powszechnej świadomości przede wszystkim jako ojczyzna tanga oraz Diego Maradony. Z całą pewnością nigdy nie słynęła z seryjnej produkcji horrorów – z jakiej znana jest od lat chociażby posługująca się tym samym językiem Hiszpania. Dlatego kiedy usłyszałem o „Nocnych istotach” byłem niezmiernie ciekawy czy ta południowoamerykańska produkcja zaprezentuje się równie cudownie, jak nie przymierzając wymieniony wyżej Diego na boiskach podczas Mundialu w Meksyku, czy też może zgoła odmiennie – czyli równie beznadziejnie jak ten sam Diego na trybunach podczas Mundialu w Rosji.

       No i jest naprawdę dobrze, a nawet bardzo dobrze. Film trzyma w napięciu, charakteryzuje się bardzo dobrymi efektami specjalnymi i charakteryzacją. Znajdziemy w nim kilka scen wyjątkowo smacznych dla miłośnika horroru. Scena w łazience, istota spod łóżka, czy gnijący gość przy kuchennym stole to majstersztyki, które za kilkanaście lat dorobią się zapewne statusu scen kultowych. Scenariusz spada tu trochę na dalszy plan i nie rażą pewne jego niedostatki. Nade wszystko postawiono na klimat i zapadające w pamięć obrazy. Film nie jest zbyt długi, ani przez chwilę nie nudzi, a przyznać należy, że na niespełna półtoragodzinnym dystansie jest wprost nieprawdopodobnie napakowany momentami z założenia mającymi przyprawić widza o dreszczyk emocji. Naprawdę w niejednym filmie o godzinę dłuższym „dzieje się” o połowę mniej niż tutaj.

       Jest mrocznie, jest krwawo, jest wciągająco, jest makabrycznie, jest tajemniczo (bo jaka, do cholery jest geneza tego zagrożenia?) – jest świetnie. Na siłę doszukując się minusów stwierdzić wyraźnie należy, że nie wszystkim do gustu przypadnie ewidentny brak pomysłu twórców na zakończenie historii i spojenie jej poszczególnych struktur (szczerze powiedziawszy przez długi czas pachniało mi podczas projekcji klasyczną antologią kilku opowiadanych historii). Ponadto niektórych razić może nazbyt ekspresyjna gra niektórych aktorów – przywodząca na myśl aktorstwo rodem z brazylijskich telenoweli – choć akurat takie porównanie będzie pewnie dla argentyńskich aktorów ciosem poniżej pasa. Generalnie jednak, jako całość film świetnie się broni i wart jest obejrzenia. Najlepiej kilkukrotnego

Maximiliano Ghione (Comisario Funes); Norberto Gonzalo (Jano Mario); Elvira Onetto (Mora Albreck); George L. Lewis (Rosentock); Julieta Vallina (Alicia Perez); Demián Salomón (Walter); Agustín Rittano (Juan); Natalia Senorales (Clara); Matias Rascovschi (Nino); Lorenzo Langer (Patricio); Bruno Giacobbe (Hombre Pálido); Laura Manzaneda (Oficial Vanesa); Ariel Chavarría (Oficial Enrique); Hugo Halbrich (Masiero); Fernando Diaz (Razzioni); Fabian Forte (Enfermero Fulero).

Reżyseria: Demián Rugna;

Scenariusz: Demián Rugna;  

Muzyka: Pablo Isola;

Zdjęcia: Mariano Suarez.

ARG 2017, 87 min.

Produkcja: Raimundo Bassano, Fernando Díaz, Andrea Kluger / Instituto Nacional de Cine y Artes Audiovisuales (INCAA), Machaco Films.

bottom of page