DOM ŚMIERCI
AUTOR: Dean Koontz
I WYDANIE ORYGINALNE:
2011, Bantam Books, NYC, USA, 451 str.
I WYDANIE POLSKIE:
2013, Albatros, Oprawa usztywniana ze szkrzydłami, 512 str.
TŁUMACZENIE:
Danuta Górska
RECENZOWANE WYDANIE:
2016, Albatros, Oprawa miękka, Wyd. 2, 512 str.,
Tłumaczenie: Danuta Górska
„Pendleton, imponujący dom przy ulicy Cieni 77, był kiedyś prywatną rezydencją. Wybudowany w 1889 roku przez miliardera Andrew Pendletona, został w roku 1973 przerobiony na luksusowy apartamentowiec. Właścicielom budynek wydaje się oazą bezpieczeństwa i spokoju... lecz pozory mylą. Dokładnie co 38 lat dzieją się tu rzeczy przerażające, niewytłumaczalne, a zarazem tragiczne: zabójstwa, samobójstwa, zniknięcia, napady obłędu. Czy w roku 2011 do Pendleton ponownie zawita śmierć? Tak uważa jeden z lokatorów, emerytowany adwokat, który interesuje się historią apartamentowca. Jego teorię potwierdzają niepokojące incydenty: dziwne hałasy i szepty, podziemne wstrząsy, tajemnicze cienie przesuwające się wzdłuż ścian. To jedynie preludium do jeszcze większego koszmaru (opis polskiego wydawcy – Wydawnictwa „Albatros”)”.
Książkę czytałem podczas wakacji spędzanych nad morzem. Muszę niestety przyznać, ze dużo więcej frajdy sprawił mi obejrzany w tym samym czasie w „kinie 7d” krótkometrażowy film (a może raczej widowisko multimedialne?) pod takim samym polskim tytułem – a nie jest to przecież rozrywka najwyższej próby.
Przede wszystkim do tytułowego domu autor wepchnął zbyt wiele postaci. Co najmniej kilka z nich mogłoby zostać pominiętych, co nie przełożyłoby się na zbytni spadek jakości opowiadanej historii. Niektóre jednak pomyślane zostały naprawdę fajnie. Mój faworyt to doszukujący się wszędzie spisków i przedstawicieli „prawdziwej władzy światowej” paranoik – postać niepokojąco wiarygodna w naszej rzeczywistości. Książkę czyta się ciężko – narracja jest bardzo rwana. Autor ukazuje wydarzenia (których w sumie dość mało !) co i rusz z perspektywy innego bohatera i co gorsza – już po kilku stronach mamy następną zmianę. Sama opowiadana historia jakby się uprzeć może i jest ciekawa, ale czy straszna , to już bym pewności nie miał. Jak dla mnie przypomina trochę wydarzenia z „Terminatora”. Dlaczego, to już nie powiem, żeby zbyt wiele nie zdradzić. Opisy straszydeł dość chaotyczne, sytuacji mrożących krew w żyłach mało, trup nie ściele się gęsto a całość nie spływa krwią. Ewidentny plus natomiast to warsztat autora. Książka napisana jest naprawdę ładnym językiem. Widać też, ze na kartach powieści autor starał się przemycić całą masę swoich złotych myśli na temat kondycji rasy ludzkiej. Przemyślenia te, w dzisiejszym podłym świecie są niestety jak najbardziej trafione i aktualne.
Pomimo tego, książka jest źle zbalansowana. Zbyt wiele refleksji i przemyśleń autora, zbyt wiele postaci – za mało horroru, za mało rozrywki, za mało radości z lektury. Dostateczny.





